O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

środa, 19 września 2012

Połowiczny sukces. Dosłownie.

Paul Johnston
"Lista śmierci"

Wydawnictwo: Harlequin
ISBN: 978-83-238-5313-8
Data wydania: 2008
Miejsce wydania: Warszawa
Tytuł oryginału: The Death List  


"Jak widzisz, czytam w twoich myślach niczym w kiepskim kryminale, gdzie już w pierwszym rozdziale wiadomo, kto zabił" 
str. 382

Książka ta leżała u mnie na półce już bardzo długo, właściciel pewnie niedługo zacząłby się upominać, więc szybko zabrałam się do czytania. Lektura zajęła mi dwa dni. Pierwszego dnia nie mogłam się oderwać i z żalem odkładałam książkę. Drugiego zaś... o tym za chwilkę.
Zapytałam kilka osób, które czytały tą książkę o opinie. Usłyszałam między innymi, że jest "bardzo ciężka w odbiorze", "brutalna" i "dłuuuuga". Cóż, dosyć lakoniczne odpowiedzi i nie do końca się z nimi zgadzam. Nikt nie powiedział, że jest dobra albo zła. Może dlatego, że ciężko ocenić ją w tych kategoriach. Rzadko bowiem zdarza się, żeby utwór był napisany w ten sposób. Podczas czytania odniosłam wrażenie, że napisały go dwie osoby. Jakby za pierwszą połowę odpowiedzialny był dobry pisarz a drugą popełniłby straszny grafoman. Albo jest to prawdą, albo "dobremu pisarzowi" zaczęły kończyć się pomysły, a historia zawiodła go w takie miejsce, z którego nie wiedział jak wybrnąć. I wyszło jak wyszło. Początkowe strony (około 200) czytałam z zaciekawieniem i ze sporą przyjemnością. Kolejne 200 zaś odbierałam jako karę. Z każdą stroną było coraz gorzej, i gorzej. Przy ostatnich 50 stronach zaczęłam gapić się na ścianę i machać kończynami - nawet to było ciekawsze niż lektura. Pod sam koniec pisarz próbuje zaskoczyć czytelników, ale nawet te wysiłki nie są wstanie "podnieść" drugiej połowy. Paul Johnston pisząc drugą połowę swojej książki sam umieścił się na Liście śmierci. Dokładniej na mojej osobistej liście śmierci - pisarzy, których dzieł będę się starała unikać.
Patrząc z perspektywy mogę także powiedzieć, że autor sam siebie skomentował, nie wiem czy do końca świadomie:
"Jak widzisz, czytam w twoich myślach niczym w kiepskim kryminale, gdzie już w pierwszym rozdziale wiadomo, kto zabił" 
Ciekawe czy pisząc te słowa zdawał sobie sprawę, że one dotyczą również jego? Niestety autor na samym niemalże początku informuje czytelników kim jest morderca, gdzie mieszka itp. Pozostawia co prawda parę niewiadomych, ale to niewiele zmienia. Przyjemność zgadywania została odebrana i nic tego nie naprawi. Szkoda, bo (powtórzę się znów) to kolejna historia, która ma potencjał, a została źle rozplanowana i napisana. 
Muszę także z żalem powiedzieć, że Johnston'owi brakuje według mnie talentu do manipulowania słowami. Choć wyobraźnia podsuwa mu interesujące sytuacje i brutalne sceny, to nie jest w stanie opisać ich we właściwy sposób. Zabójstwa są opisywane beznamiętnie, chciałoby się powiedzieć, że bez użycia kolorów, bardzo lakonicznie. Nie szokują, a wręcz nudzą. Podobnie było w książkach Davida Moody'ego. Jeśli pisarz decyduje się opowiadać o morderstwach, powinien zrobić to tak, żeby czytelnik był przerażony a nawet zdegustowany. Powinno mnie mdlić od obrazów krwi i wszechogarniającej jatki, tymczasem niemalże mdliło mnie z nudów.

Fabuła
Matt Wells jest "wypalonym" pisarzem. Wena odeszła, a wraz z nią sława, pieniądze a nawet rodzina. Wells cały czas szuka inspiracji i pragnie powrócić na szczyt. Pewnego dnia autor podrzędnych kryminałów dostaje szansę na niesamowitą historię. Ale nie tego oczekiwał od losu...
Zainteresował się nim seryjny morderca, który zażyczył sobie, aby pisarz stworzył jego biografię. W tym celu wysyłał mu opisy dokonanych przez siebie morderstw. Zagroził, że jeśli Matt nie spełni jego wymagań to zabije jego bliskich. Zabójca nie żartuje - okazuje się, że Wells jest przez niego od dawna śledzony, morderca wie o nim wszystko. Pisarz z przerażeniem obserwuje kolejne morderstwa dokonane przez Białego Diabła, nie może jednak im zaradzić. Spełnia żądania szaleńca, aby chronić swoją rodzinę. I tutaj właśnie kończy się dobra część historii.
Matt zaczyna walczyć ze swoim prześladowcą i próbuje pokrzyżować jego plany. Czy uda mu się wytropić seryjnego morderce, czy może sam stanie się jedynie nazwiskiem na jego Liście Śmierci?

Jeśli macie ochotę sięgnąć po tę książkę, to uprzedzam, że podczas czytania drugiej części nie powinniście mieć dookoła siebie niczego, co by Was rozpraszało - inaczej nigdy nie przebrniecie przez te 200 stron. Będziecie zaskoczeni, jak wiele jest rzeczy, które wydadzą się ciekawsze niż ta droga przez mękę. Teraz rozumiem już dlaczego jedna z osób, którą zapytałam o opinię na temat książki powiedziała, że jest "dłuuuuga". Czterysta stron to niewiele, ale czytanie drugiej połowy zagina czasoprzestrzeń i  lektura trwa wieki. Żeby nie było za gorzko, przypomnę jeszcze, że na początku książka jest dobra i wciągająca, a bohater autentyczny.
Sprawiedliwą oceną wydaje mi się 5/10 aczkolwiek najchętniej oceniłabym każdą połowę oddzielnie - jedną umiarkowanie chwaląc, drugą miażdżąc.


2 komentarze:

  1. Kurczę, szkoda. A gdyby tak pierwsza połowa była fatalna, a druga dobra...od razu inne wrażenia po lekturze :) Jak nie wiadomo kto jest winny, winny jest wydawca, pisarz bierze zaliczkę, a potem musi zmieścić się w jakimś terminie, co może skutkować właśnie takimi spadkami formy od pewnej części historii.

    Okładka nie najgorsza, musiałem to napisać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, gdyby druga połowa była lepsza, to może złe wrażenie udałoby się zatrzeć. Dobrze, że chociaż czyta się szybko, mało zmarnowanego czasu ;)

    OdpowiedzUsuń