O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

wtorek, 27 sierpnia 2013

Spojrzenie w przyszłość

O czym można będzie przeczytać na moim blogu? Jako, że intensywnie wykorzystałam wakacje, to trochę się tego nazbierało, ale niestety z czasem na pisanie teraz będzie kiepsko... Wrzesień przyniesie ze sobą dla mnie nowe doświadczenia - nowa praca = mało czasu. Potem październik - szkoła + praca... No nic, jakoś sobie poradzę ;)



Książki

Książkowe zapowiedzi musiałam podzielić na dwie części, bo było ich za dużo. Pierwsza część zapowiedzi to dalsze tomy sagi "Pieśń Lodu i Ognia".
Druga część to kilka luźnych książek, a kilka serii. Nie mogę się doczekać jak je wszystkie przeczytam, w wielu z nich pokładam spore nadzieje. 


George R. R. Martin:
"Starcie Królów"
"Nawałnica mieczy: Stal i Śnieg"
"Nawałnica mieczy: Krew i Złoto"
"Uczta dla Wron: Cienie Śmierci"
"Uczta dla Wron: Sieć Spisków"
"Taniec ze Smokami I"
"Taniec ze Smokami II"



"Jeźdźcy Smoków" - Ann McCaffrey
"W pogoni za Smokiem" - Ann McCaffrey
"Biały smok" - Ann McCaffrey
"Scarlett: Pocałunek Demona" - Barbara Baraldi
"Wampir pozna Panią" - Lynsay Sands
"W objęciach lodu" - Nalini Singh
"Zombie Survival" - Max Brooks
"Wiecznie Żywy" - Isaac Marion
"Zarażeni" - Sarah Langan
"Igrzyska Śmierci" - Suzanne Collins
"W Pierścieniu Ognia" - Suzanne Collins
"Umarłe dusze" - Michael Laimo
"Księga bez tytułu" - Anonim
"Miasto Kości" - Cassandra Clare
"Przysięga krwi" - Richelle Mead

Seriale

Seriale już prawie wszystkie obejrzane (oprócz Haven), czekają na chwilę, w której się wezmę za ich opisywanie. Wszystkie części Spartakusa traktuję jako osobny serial, a nie jak poszczególne sezony, stąd taki podział.


Spartakus: Krew i piach
Spartakus: Zemsta
Spartakus: Wojna przeklętych
Spartakus: Bogowie areny
Teen Wolf - sezon 3
Haven - sezon 3
The Walking Dead - sezon 3
Supernatural - sezony 1-8


Filmy

Nie mam pojęcia kiedy opiszę te cholerne filmy, jakoś nie mogę się zebrać, ale nie odpuszczę tak łatwo.


Paranormal activity 4
1408

Gry

Wakacje to dla mnie czas grania, więc trochę pozycji się nazbierało. Cały czas szukam nowych gier, jeśli gracie w jakieś ciekawe tytuły, to piszcie :)


The Elder Scrolls V: Skyrim
Wiedźmin II: Zabójcy Królów
Assassin's Creed III
Assassin's Creed: Brotherhood
Dragon Age II
American McGee's Alice
Divinity II: Ego Draconis
Divinity II: Flames of Vengeance



niedziela, 25 sierpnia 2013

Dawno, dawno temu...

ONCE UPON A TIME

Twórcy: Adam Horowitz, Edward Kitsis
Ilość odcinków: 22/22
Data premiery: 23.10.2011/30.09.2012
Sezon: pierwszy i drugi
Kontynuacja: sezon trzeci 29.09.2013

Może i Wy widzieliście kiedyś zapowiedź tego serialu w TV? Mnie zainteresowała ona na tyle, że postanowiłam obejrzeć "Once upon a time". Nie mogę powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Tak naprawdę, to w ogóle nie mogę powiedzieć, żeby to była miłość :P Najwyżej sympatia.
W tym serialu jest równie wiele rzeczy, które mi się podobają, co tych, które straszliwie mnie denerwują. Tak samo jest z bohaterami - albo fajni, albo skrajnie beznadziejni.
Pomysł prowadzenia akcji na dwóch płaszczyznach jest bardzo ciekawy. Jednocześnie poznajemy życie postaci w świecie realnym jak i bajkowym. Dwie historie przeplatają się, uzupełniają i tworzą razem trzecią. To zdecydowanie zaliczam na plus. Największym minusem są obrzydliwie dobre postacie, ale w sumie czego można było się spodziewać, skoro są postaciami z bajek? 


Dwa światy i amnezja

Życie w Storybrooke na pozór niczym nie różni się od życia w innych miasteczkach stanu Maine. Jego mieszkańcy nie zdają sobie sprawy, że wcześniej prowadzili inne, magiczne życie. Byli mieszkańcami Zaczarowanego Lasu, miejsca w którym magia jest wszechobecna.
Pośród postaci możemy znaleźć: Królewnę Śnieżkę, Złą Królową, Czerwonego Kapturka, Bellę z "Pięknej i Bestii", Dzwoneczka, Kapitana Haka, siedmiu krasnoludków, Królową Kier, Mulan itd. Bohaterowie bajek z naszego dzieciństwa stali się ofiarami klątwy rzuconej przez Złą Królową. Kobieta wysyła wszystkich do krainy bez magii, aby ukarać Śnieżkę i jej księcia, a sobie zapewnić "szczęśliwe zakończenie". Prawie nikt nie pamięta swoich wcześniejszych doświadczeń. Wydaję się, że tylko jedna osoba w mieście zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje. Jest nią Henry Mills, chłopiec, który nie pochodzi z Zaczarowanego Lasu. Henry dowiaduje się, że przed laty został adoptowany, a jego prawdziwa matka zamieszkuje Boston. Chłopiec wyrusza w samodzielną podróż, aby odnaleźć matkę. Puka do drzwi Emmy. Kobieta nie może uwierzyć, że stojące przed nią dziecko jest jej synem. Postanawia odwieźć Henry'ego do Storybrooke. Niespodziewany obrót wydarzeń sprawia, że Emma zostaje w mieście na dłużej niż planowała... Z każdym kolejnym odcinkiem dostajemy kolejną porcję historii, dowiadujemy się o przeszłości postaci z bajek. Poznajemy też zupełnie nowe oblicza znanych nam postaci. Odkrywamy mroczną stronę osobowości Czerwonego Kapturka, dowiadujemy się z kim na randki wymyka się Gburek oraz kto ma problemy z kłamaniem...

Jak już wspomniałam, serial zasłużył sobie na kilka plusów. Na docenienie zasługuje przede wszystkim dwutorowa akcja, która z każdym odcinkiem ujawnia powiązania pomiędzy postaciami i zdarzeniami. Kostiumy i charakteryzacje zwracają na siebie uwagę, a niektóre postacie dają się polubić. Co dziwne, w tym serialu moimi ulubieńcami są antagoniści - Zła Królowa i Rumplestiltskin. Złowrogi śmiech tego ostatniego jest wprost muzyką dla mych uszu ;) Bardzo przyjemnie patrzy się na jego grę aktorską i charakteryzację na "Mrocznego". Dzięki tej roli bardzo polubiłam jej odtwórcę, Roberta Carlyle. Dla ciekawych jak to brzmi:



Minusy
Na pierwsze miejsce wysuwa się tutaj mdły charakter niektórych postaci. Najwięcej zarzutów mam do odtwórczyni roli Śnieżki, Ginnifer Goodwin. Wprost nie mogę patrzeć ani na postać ani  na grę aktorską tej kobiety. Dramat!
Kolejnym minusem jest to, że serial mimo, że jest interesujący, to nie wciąga. Nie odliczam czasu do premiery następnego sezonu i jestem pewna, że najpierw obejrzę inne wrześniowo-październikowe sezony.
Momentami męczy także przewidywalność wydarzeń.

Podsumowanie
Ogólnie serial nie jest najgorszy, ale nie jest też najlepszy. Ogląda się przyjemnie, ale nie wciąga tak jak powinien, nie ekscytuje i nie zachęca do oglądania kolejnych odcinków.
Jest to serial w sam raz dla fanów bajkowych klimatów, inni mogą go szybko porzucić. "Once upon a time" ma coś w sobie, ale to "coś" nie jest wystarczające, żeby zapewnić sobie moje uwielbienie.
Mimo, że w każdym odcinku króluje magia, sam serial nie posiada takiej magii, która przyciągnęłaby mnie do telewizora.
Moja ocena to 5.

piątek, 23 sierpnia 2013

Halloween w sierpniu? Czemu nie!

Antologia 
"31.10 Halloween po polsku"
Wydawnictwo:  Self Publishing

ISBN: 978-83-272-3303-5
Data wydania: 2011
Miejsce wydania: nie dotyczy - ebook


"– No dobrze, potwory, krew, klony-ludojady, to wszystko rozumiem... to mogę zrozumieć! – rzucił do żony, która zmywała mopem podłogę. – Ale dlaczego nie działa mój osobisty komputer!? To jest naprawdę straszne!"

Cóż, nie pamiętam kiedy tyle męczyłam jakąś książkę. Zaczęłam czytać w Halloween zeszłego roku, a skończyłam... dwa tygodnie temu. Wracałam do niej co jakiś czas, szybko jednak szła w odstawkę. Chyba od początku wiedziałam, że tak będzie. Choć nigdy tego nie robię, czytając robiłam sobie notatki na temat tego, jakie wrażenie robiły na mnie poszczególne opowiadania - i całe szczęście, bo po niemalże roku nie pamiętałabym prawie nic.
Będąc już po lekturze, mogę powiedzieć, że podoba mi się inicjatywa wydawania takich zbiorów opowiadań. Mimo, że historie pisały osoby nieznane, poziom niektórych pozytywnie zaskakiwał. Niektóre jednak były wielkim rozczarowaniem. Ogólnie mówiąc, poziom nierówny.
Do najlepszych opowiadań zaliczyłam: "Historia z bukietem w tle", "Tajemnica Albionu", "Confessio" czy "Noc żywych awatarów". Niektóre, takie jak "Żarłoczne lodówki" czy "Ostatnia relacja na żywo" wypadły bardzo kiepsko. Niektóre są śmieszne, a niektóre tylko chcą za takie uchodzić, niestety bezskutecznie. 

Kilka z nich mogłoby się naprawdę wydarzyć, inne są abstrakcyjne i zupełnie oderwane od rzeczywistości (czy ktoś na przykład ryzykowałby życie dla swojej teściowej? No way! ;)). Nie brak tutaj też infantylnych opowiadań, ani nawet takich, które udają "wysoką literaturę". Jednym słowem "Halloween po polsku"  jest zbiorem zróżnicowanym.
Kilka razy zamiast bać się, śmiałam się w głos - pół biedy, jak było to zamiarem autora, gorzej gdy intencje były zgoła inne. Opowiadanie "Sekta" przyjemnie kojarzyło mi się humorem z moim ulubionym Wędrowyczowym wiejskim podejściem do życia. Stylizacja na gwarę dodała historii smaczku, uśmiechnęłam się nie raz. Tutaj fragment (co prawda mało tej stylizacji, ale odpowiednia jak dla mnie dawka absurdu):


"– Napiszemy, że mamy tu księdza z siusiakiem, a nauczycielka o duchach uczy! Niech biskup wie! Telewizja do nas przyjedzie!
– Co ty opowiadasz? Ksiądz siusioka? A po co mu?
– Hela, Bóg mi świadkiem, że ci prawdę gadam. Widziałam jak podkasał kiecę i sikał. Tak jak prawdziwy chłop!
– Stenia, ty nie bluźnij! Nasz ksiądz to dobry człowiek, a ty takie rzeczy gadasz!
[...]
– Jakem żyję nie słyszałam, żeby ksiądz miał siusioka."
 "Sekta" A. Turzyniecka

Podsumowanie

Jeżeli chodzi o "straszność" tych opowiadań, to nie ma co się spodziewać niczego wielkiego. Są przyjemne, czasem interesujące, bywają zabawne, ale nie straszne. Pojawiają się moje ukochane wiadra krwi (i to dosłownie: "Po drodze wylali jeszcze na siebie wiadro krwi, które ktoś postawił na cembrowinie studni."), ale miłośnicy gore też tak naprawdę nie mają za bardzo na co liczyć. Jednak jak na debiuty,  historie są całkiem, całkiem. Wiem, że pojawiła się kolejna część, ale nie jestem przekonana, czy skuszę się na lekturę, w obawie, że będzie musiał minąć kolejny rok, zanim znowu skończę czytać. Ogólnie to nie będę zachwalać  całej antologii, ale możecie zerknąć na kilka wcześniej wspomnianych opowiadań, może coś przypadnie Wam do gustu (aczkolwiek nie namawiam też jakoś zbyt gorąco ;))
Moja ocena to 5 (uzbierało się tyle, za humor i kilka fajnych klimatycznych opowiadań i niezłe ilustracje.)


A na koniec scena, która też wpadła mi w oko:


"Stojąc już przed domem, dostrzegł, że z cmentarza ciągną w kierunku osiedla domków jednorodzinnych, wśród których była i jego willa, watahy tych świeżo wskrzeszonych pojebów. Najbardziej przeraził go widok łanu kukurydzy, rojący się wprost od żywych trupów. Ich ślepia świeciły na czerwono, a wielkie łby wystając ponad żółte kolby, kołysały się leniwie w lewo i w prawo. [...] Szatan, patrząc na niego, wyciągnął iPhone’a i coś wpisał, potem kliknął i schował go. W tym momencie Kolender dostał sygnał sms-a. „Lucyfer rulez”."

A tutaj taki bonus:

wtorek, 20 sierpnia 2013

Mało książek, dużo gier

Dzisiaj pokażę Wam mój maleńki stosik i kilka zakupów wirtualnych. Wśród książek dominuje tematyka wampirza (a jakże!).



"Wampiry" - Nigel Suckling
"Błękitnokrwiści - Maskarada" - Melissa De La Cruz
"Błękitnokrwiści - tom I" - Melissa De La Cruz
"Pocałunki z piekła" - antologia

Najbardziej cieszę się z  "Wampirów", bo będzie to fajna baza do pracy. "Pocałunki z Piekła" zakupiłam do kompletu z pozostałymi szmirami (czyli: "Bale maturalne z piekła" + "Wakacje z piekła"). Zaciekawiła mnie też seria "Błękitnokrwiści", zupełnie nie wiem czego mogę się spodziewać. Znacie może?

Udało mi się także zakupić gry w wydaniach elektronicznych, w niesamowitych cenach. Zakupiłam:

1. Mirror's Edge
2. Burnout Paradise: Ultimate Box
3. Crysis 2: Maximum Edition
4. Medal of Honor
5. Battlefield 3

6. Dead Space
7. Dead Space 3


8. The Sims 3
9. The Sims 3: Po Zmroku
10. The Sims 3: Nowoczesny Apartament + Pakiet akcesoriów Nocna Randka



Wierzcie lub nie, ale za wszystkie 10 pozycji + dodatkowe bonusy w postaci ścieżek dźwiękowych zapłaciłam razem... 15 złotych! Gry są oryginalne, dostępne w formacie elektronicznym. Można pobierać je z Origin i/lub ze Steam'a. Instalacja jest łatwa, szybko się ściąga. Wszystko hula i jest w pełni legalne. Normalnie za te wszystkie gierki trzeba by zapłacić parę stów, same Simsy to wydatek rzędu 170 zł.
Dlaczego te gry są takie tanie? EA Games prowadzi akcję ocieplania wizerunku, po tym jak w zeszłym roku została okrzyknięta najgorszą firmą z branży komputerowej (według graczy).
Pieniądze, które wpłaca się za gry idą na wybraną przez Ciebie organizację charytatywną i/lub na napiwki dla ekipy Humble Bundle. Można kupić fajne tytuły i zrobić coś dobrego. Aby otrzymać klucze do wszystkich przeze mnie wymienionych tytułów, trzeba wpłacić więcej niż aktualna średnia, która obecnie wynosi 4,82$ aczkolwiek najbezpieczniej jest zapłacić trochę więcej, ja dałam równo 5$.
Akcja trwa jeszcze tylko 8 dni, więc kto ma ochotę zakupić musi się pośpieszyć. Jakby ktoś z Was chciał kupić a miał problemy ze zrozumieniem o co chodzi (strona jest po angielsku), to piszcie śmiało, chętnie pomogę. Strona na której można kupić te gry: https://www.humblebundle.com/
Wszystko sprawdzone, można płacić polskimi kartami/przelewami bez problemu. Jestem bardzo zadowolona z zakupu, szczególnie z Simsów, bo chorowałam na nie od dawna. Mam tylko nadzieję, że na resztę części też będzie jakaś promocja, bo normalnie są drogie :/ Jakbyście słyszeli coś o przecenionych Simach, to piszcie :)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Gra bez reguł

George R.R. Martin
"Gra o Tron"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN:
978-83-7298-370-1 
Data wydania: 2003
Miejsce wydania: Warszawa 

Tytuł oryginału:  A Game of Thrones  
Cykl: Pieśń Lodu i Ognia  
Część: pierwsza 

Jak powszechnie wiadomo, nie należy sądzić książki po okładce. I całe szczęście, bo gdybym nie znała serialu i nie słyszała o tym, jak bardzo wersja papierowa jest wspaniała, to z oporem sięgałabym po pierwszy i każdy kolejny tom cyklu "Pieśni Lodu i Ognia". 
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że z racji niemożności zniesienia szkaradności okładki wersji polskiej, do posta dołączam okładkę zagraniczną. Opis bibliograficzny dotyczy zaś polskiego wydania.
Nasza rodzima okładka zupełnie mi nie pasuje, jest nieciekawa, utrzymana w ponurych i wyblakłych kolorach. Nie lubię także okładek "filmowych", dlatego nie posłużyłam się także tą z Sean'em Bean'em. O wiele ciekawiej prezentują się amerykańskie wersje.
 

O książce mówi się równie często co o serialu. Saga jest bardzo często zachwalana. Osobiście, po lekturze pierwszej części jestem... zachwycona! Bogactwo świata, dokładne i bardzo szczegółowe opisy postaci, miejsc, stroi, herbów i wszelkich innych detali. Świetni bohaterowie, których od razu polubiłam, bajeczne lokacje, które zapierają dech i niesztampowe pomysły zachwycają na każdym kroku. Intrygi oplatają cały świat. Wiją się dookoła postaci, znikają, aby potem niespodziewanie pojawić się po wielu stronach (latach).
Świat wykreowany przez Martina, mimo że różni się wieloma rzeczami od naszego, kieruje się takimi samymi brutalnymi prawami co nasz. Nie ma sprawiedliwości, choroby i nieszczęścia dotykają ludzi bez wyjątku, giną nie tylko czarne charaktery, ale także rycerze w lśniących zbrojach i szlachetne damy. Dobrze urodzeni żyją w przepychu, biedni umierają z głodu. Ten świat jest zaskakująco realny. W innych książkach rzadko wspomina się o tak trywialnych rzeczach jak fizjologia. Tutaj autor dzięki nieunikaniu tego tematu, dodał "Grze o tron" realizmu.
Pierwszy tom dał mi przedsmak przygody, jaka czekała mnie podczas lektury dalszych części. Teraz, patrząc z perspektywy czasu, kiedy właśnie skończyłam czytać ostatni dostępny tom, mogę powiedzieć, że pierwsza część to jedna z moich ulubionych. 


Świetny fanowski art - rysunek przedstawia symbole rodów Westeros
Szkoda tylko, że z idiotycznym znakiem wodnym


Nadchodzi zima
Niezwykle trudno byłoby przybliżyć wszystkie wydarzenia i opisać dobrze choć połowę z postaci, które pojawiają się na kartach książki. Spróbuję jednak chociaż ogólnie nakreślić o co chodzi.
Główna oś fabuły skupia się na próbach przejęcia władzy w Westeros przez różne rody. W momencie, w którym czytelnika wkracza do tej fascynującej krainy, na tronie zasiada Robert Baratheon (jeleń). Jego żoną jest piękna Cersei Lannister (lew). 
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że niedługo rozpocznie się długo nieobecna zima. Gdy przyjdzie, może potrwać nawet wiele lat, co jest zagrożeniem dla królestwa. Dodatkowo, na północy kraina Siedmiu Królestw jest nękana przez hordy dzikich, od których świat ludzi odgrodzony jest niezwykle wysokim lodowym murem. Coraz więcej ludzi szepcze o kolejnym zagrożeniu - trupach przywołanych do życia przez jakąś nieznaną siłę. Inni, bo tak nazywają się owe stwory, coraz bardziej przerażają prostych ludzi.
Jakby problemów nie było jeszcze wystarczająco, niedawno zmarł królewski namiestnik, druga co do ważności osoba w Westeros. Król Robert udaję się na północ, aby poprosić swojego dawnego przyjaciela Neda Starka (wilkor) o to, aby ten pomógł mu władać Westeros.
W tym momencie czytelnik wchodzi do gry, poznaje jej zasady (a może ich brak).

Wiele osób stanie się ofiarami tej brutalnej gry, której celem jest zdobycie Żelaznego Tronu. W samej pierwszej części poznamy kilkadziesiąt "pionków" biorących udział w tej rozgrywce, będziemy też przenosić się "z planszy na planszę". Jednym słowem - świetna przygoda.
o ile ładniejsze wydanie!
Podsumowanie
Nie mogłam się oderwać od tej książki. Pierwszy raz byłam aż tak bardzo rozdarta między dwoma pragnieniami -  chciałam szybko skończyć książkę aby dowiedzieć się co będzie dalej, z drugiej strony chciałam delektować się nią bez końca. Teraz mogę powiedzieć - jeśli zdecydujecie się na lekturę, czytajcie powoli i cieszcie się każdą stroną.
Magia, intrygi, tajemnice i niespodziewane wydarzenia - wszystkiego tego możecie spodziewać się po pierwszej części sagi  pod tytułem "Pieśń lodu i ognia". Po pierwszej książce nabierzecie apetytu na więcej - ale ostrzegam - ten apetyt w miarę czytania rośnie coraz bardziej. Trudno mi sobie wyobrazić, że komuś może się nie podobać ten świetnie dopracowany, dynamiczny i zaskakujący świat, jaki Martin prezentuje w swojej sadze.

Moja ocena nie mogłaby być inna - daję 10!

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

I tak kocham Kinga

Stephen King
"Buick 8"


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 8374690844
Data wydania: 2003
Miejsce wydania: Kraków
Tytuł oryginału: From a Buick Eight

 Mimo mojej długiej znajomości z Kingiem, zapoznałam się z "Buickiem 8" dopiero niedawno. Kiedyś zaczęłam już czytać tę książkę, ale już po paru stronach porzuciłam ją z niewiadomych przyczyn. Nie bardzo wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej krótkiej powieści. Okładka wpadła mi w oko, od razu też nasunęło mi się skojarzenie z inną książką dotyczącą samochodu, oczywiście z "Christine".
Spodziewałam się dobrego "straszaka" w stylu Kingowskim. Tymczasem Buick straszny nie jest. Akcja toczy się leniwie, ma się wrażenie że rzeczywiście słucha się czyjejś opowieści, jest się świadkiem przywoływanych przez kogoś wspomnień. Utwór bardzo dobrze oddaje klimat amerykańskiego  komisariatu położonego na uboczu. Czytając nie miałam najmniejszego problemu z zobaczeniem tego, o czym czytałam. Miejsce akcji, czyli głównie Jednostka D i jej okolice, w mojej wyobraźni stały się niemalże materialne i zaczęły żyć własnym życiem.



Utwór w pewnym momencie zmienia formę. Jeden z policjantów zaczyna snuć opowieść, w której dzieli się ze słuchaczami, swoimi wspomnieniami z minionych 20 lat. Taka forma sporo wnosi do książki. Bardzo przyjemnie "słucha się" opowieści Sandy'ego Dearborn'a. Podobało mi się kreowanie ciekawych stworzeń i możliwość szybkiego spojrzenia na zupełnie inny wymiar/świat. "Buick 8" mimo tego wszystkiego, nie jest książką porywającą. Miałam zupełnie inne oczekiwania co do tego utworu, może dlatego poczułam się nim rozczarowana. Chciałabym lepiej poznać buicka i jego historię. Chciałabym, żeby King choć trochę uchylił rąbka tajemnicy. Tymczasem King zaserwował czytelnikom  niemalże same niewiadome. Czuję duży niedosyt.

Sekret Jednostki D
Na tym komisariacie wszyscy pracownicy są sobie bliscy, tworzą rodzinę. Kiedy w wyniku wypadku ginie Curtis Wilcox, policjanci biorą pod opiekę jego syna, Neda. Chłopak coraz częściej przebywa na posterunku, zaczyna uczyć się umiejętności niezbędnych w pracy dyspozytora. Powoli odkrywa także coraz to nowe fakty z długiej historii Jednostki D. Zafascynowany wszystkim, co łączyło się z jego nieżyjącym ojcem, chłonie opowieści policjantów, którzy z nim pracowali. Szybko odkrywa, że Jednostka D ukrywa przed światem coś niewiarygodnego. 
W pobliskiej szopie stoi zamknięty samochód. Na pierwszy rzut oka, nie jest niczym niezwykłym. Gdy się mu jednak przyjrzeć, okazuje się, że daleko mu do normalności. Nie posiada części niezbędnych do jeżdżenia, jest całkowicie odporny na zniszczenia, odpycha od siebie nawet kurz. Co jakiś czas, funduje także niesamowite widowisko dla pracowników komisariatu. Ned dowiaduje się, że jego ojca i ten dziwny samochód łączyła niezwykła więź. Wkrótce okazuje się, że buick jest zagrożeniem dla wszystkich, którzy znajdą się w pobliżu niego...

Podsumowanie
Główne zalety? Sportretowanie samego miejsca akcji i przybliżenie jego atmosfery, wyszły Kingowi świetnie. Ta historia ma w sobie coś niezwykłego, coś co pobudza wyobraźnię.
A wady? Książka wydaje się być wycinkiem z jakiejś dużej historii, pozostawia niedosyt i nie wyjaśnia prawie niczego. Wrażenia po przeczytaniu są dosyć przeciętne. Jestem niemal pewna, że nie sięgnę po tę książkę jeszcze raz. Mam także odrobinę pretensji do Kinga. Zazwyczaj jego bohaterowie są dobrze naszkicowani, ma się wrażenie, że zna się te osoby osobiście. Tutaj postacie pozostają nieznajomymi.
Polecam tym, którzy są kingomaniakami, dla reszty ta książka raczej nie okaże się czymś wyjątkowym.
Moja ocena: 5,5.

sobota, 20 lipca 2013

Baśń dla dużych dzieci


Twórcy: David Greenwalt, Stephen Carpenter
Ilość odcinków: 22/22
Data premiery: 28.10.2011/13.08.2012
Sezon: pierwszy i drugi
Kontynuacja: sezon trzeci 25.10.2013

Nie chciałabym psuć przyjemności z oglądania tym, którzy zechcą zapoznać się z tym serialem, więc nie będę tutaj opisywać zdarzeń z drugiego sezonu. Napiszę tylko jakie są moje wrażenia po obu sezonach łącznie.
Nick i jego dziwna fryzura ;)
Zaczęło się dosyć ciężko. Gdyby nie entuzjastyczne słowa koleżanki, pewnie poprzestałabym na pierwszych dwóch, trzech odcinkach. Oglądałam dalej i nie żałuję. Akcja z każdym kolejnym odcinkiem była coraz bardziej wciągająca. Długo zajęło mi przekonanie się do głównego bohatera serialu, Nicka Burkhardta. Dziwna fryzura i ugrzeczniony charakter tej postaci nie za bardzo mi odpowiadał. Nick to dla mnie taki laluś z żelaznymi zasadami. Potem jakoś się przyzwyczaiłam do tego jego obrzydliwie sprawiedliwego wizerunku ;)
Spodobała mi się oryginalność niektórych pomysłów, na przykład zupełnie nowe stwory. Jeżeli chodzi o oryginalność scenariuszy z kolei, to z czasem odcinki robią się przewidywalne, bo bazują na tym podobnym schemacie. Efekty specjalne są nierówne. Czasem wszystko wygląda fajnie, czasem jest wręcz żenująco , ale da się przeżyć. Zdarzają się też fajne charakteryzacje, co trochę ratuje te niedociągnięcia. Drugi sezon jest znacznie bardziej atrakcyjny niż pierwszy, kończy się też w bardzo intrygujący sposób...
Każdy odcinek jest inspirowany baśniami braci Grimm, które wcale nie są opowieściami dla dzieci...

 
Monroe
Upatrzyłam sobie dwie ulubione postacie. Wyjątkowo spodobał mi się Monroe, bultbad (rodzaj "stworka"), kolega detektywa Nicka Burkhardta. Ta postać jest uroczo nieporadna i bardzo mnie bawi. Kolejny mój ulubieniec to Sean Renard, którego roli nie mogę zdradzić bez spoilerowania ;) Ogólnie postacie są dosyć interesujące, może szału nie ma, ale da się polubić niektóre.
Wraz z rozwojem akcji widzowie zapoznają się z całą chmarą nowych "stworów", które widoczne są tylko dla nielicznych (chyba, że same postanowią inaczej).


Fabuła

Hexenbiest
Nick jest zwykłym detektywem policyjnym. Ma uporządkowane życie, kochającą kobietę u boku i pracę, która go satysfakcjonuje. Burkhartd jako dziecko stracił oboje rodziców w wypadku samochodowym, a jego wychowaniem zajęła się ciotka. W uporządkowanym życiu pojawia się rysa. Okazuje się, że ciotka Nicka jest śmiertelnie chora. Kobieta przyjeżdża do domu detektywa aby przekazać mu prawdę o jego pochodzeniu. Burkhardt dowiaduje się, że jego na pozór spokojna ciotka jest tzw "Grimmem", osobą obdarzoną umiejętnością dostrzegania baśniowych istot. Nick po jej śmierci przejmie tytuł Grimma i będzie musiał walczyć z istotami, które zakłócają równowagę pomiędzy światem ludzi  i światem rodem z baśni.



Wesen, bo pod taką nazwą występują "stwory", to człowiek na pozór nieróżniący się od nas niczym. Tylko prawdziwy Grimm jest w stanie dostrzec jego drugą naturę. Nick dostaje w spadku po ciotce przyczepę pełną niesamowitych przedmiotów i książek opisujących jego dziedzictwo. Spadek po ciotce okaże się bardzo pomocny w walce z Wesenami.




Wkrótce okażę się, że Wesenem może być każdy. Podczas pracy w policji Nick styka się z różnymi gatunkami Wesenów. Z niektórymi z nich będzie musiał walczyć, z innymi się zaprzyjaźni. Zanim detektyw zdąży się uporać z szokiem, jakim było dla niego odkrycie własnego dziedzictwa, będzie musiał uporać się z wieloma innymi problemami. Szybko okaże się, że na życie Nicka będzie nastawać mnóstwo osób.



Podsumowanie
Akcja w połowie drugiego sezonu zaczyna robić się coraz bardziej interesująca. Drugi sezon nie tylko utrzymuje poziom, ale nawet go podnosi. Nie jest to serial, przy którym w każdym odcinku myślisz "wow, ale to było mocne", ale z pewnością może się spodobać. W pewnym momencie męczy powtarzalność schematów, ale wynagradzają to nieźle wymyślone postacie. Jestem bardzo ciekawa jak będzie prezentował się sezon trzeci. Już wkrótce będę mogła się przekonać.
Moja ocena to 7,5.

czwartek, 18 lipca 2013

Zombie drama


Twórcy: Dominic Mitchell, Johny Campbell, Hilary Martin
Ilość odcinków: 3
Data premiery: 17.03.2013
Sezon: pierwszy
Kontynuacja: sezon drugi w 2014 r.

Zaczęłam oglądać ten serial z nudów. Jakoś bardzo mnie nie pociągał opis, ale postanowiłam dać mu szansę.  Szybko się wciągnęłam, mimo, że w przypadku filmów o zombie, wolę jak akcja dotyczy czasów ich ataku, niż czasów późniejszych. Tutaj nie ma hord trupów atakujących bezbronnych ludzi, są za to próby przywrócenia normalności, po koszmarze jaki miał miejsce. Twórcy postawili na bardziej psychologiczne podejście do tematu. Skupiają się na uczuciach, relacjach i motywacjach bohaterów.


Spodobał mi się niepokojący klimat i tajemnica. Serial jest tak skonstruowany, że z każdym odcinkiem dostajemy do rąk kolejne elementy, z których samodzielnie musimy ułożyć układankę tworzącą wydarzenia z przeszłości miasteczka. Jednak na koniec okazuje się, że nadal brakuje nam kilku elementów. Nawet po obejrzeniu pierwszego sezonu, wiemy niewiele o głównym bohaterze. Sporo musimy się domyślać i zgadywać.
Po wyjaśnieniu jednych tajemnic, pojawiają się kolejne wątki, których rozwiązanie ujrzymy pewnie nieprędko. Twórcy zastosowali kilka niedomówień, pozostawiając odbiorcom na własną interpretacje zdarzeń. Najciekawsza tutaj wydaje się być relacja głównego bohatera, Kierana Walkera (subtelna aluzja...) z jego sąsiadem Rickiem. Nie powiedziane jest wprost, czy mężczyźni byli tylko przyjaciółmi, czy też kochankami. Jest wiele aluzji, ale nie ma konkretnej odpowiedzi. Każdy może wyciągnąć własne wnioski (przynajmniej dopóki drugi sezon nie rozwieje wątpliwości).

 Małe miasteczko, duży problem
Jem Walker
Akcja rozgrywa się w małym angielskim miasteczku o nazwie Roarton. Dowiadujemy się, że podczas ataku, w miasteczku sformowała się grupa do walki z umarlakami. Oczyszczali oni miasta i wsie  z żywych trupów. Po wynalezieniu antidotum, zaczęto wyłapywać zarażonych i podawać im lekarstwa. Następnym krokiem było przywrócenie ich na łono społeczeństwa. Nie wszystkim spodobał się pomysł, aby ci, którzy mordowali i zjadali innych ludzi, znów byli uznani za normalnych. Wśród przeciwników takiego postępowania jest także Jem Walker. Dziewczyna szybko musi zweryfikować swoje poglądy.




Okazuje się, że jej brat Kieran jest pośród osób, które "wyleczono". Chłopak zostaje poddany zabiegom mającym sprawić, że będzie wyglądał jak zwykły człowiek. Jego rany są pozaszywane, nosi soczewki, które sprawiają, że jego żółte oczy mają znów normalny kolor. Jest też wysmarowany podkładem, nadającym jego białej skórze ludzki wygląd. Choć nie je ani nie pije, a jego organizm nie jest "formalnie" żywy, to Kieran porusza się i zachowuje normalnie. Jego obecność w Roarton musi zostać zachowana w tajemnicy. Jednak jak to bywa w małych miasteczkach, plotki roznoszą się tam z prędkością światła. Wkrótce na życie Kierana czyhać zaczyna wiele osób.

Chłopak zaczyna przypominać sobie mroczne wydarzenia z czasów gdy był zombie. Retrospekcje nie pozwalają mu żyć normalnie. Przypomina sobie jak zabił pewną dziewczynę, a następnie pożywiał się jej mózgiem.
Powrotu do normalności nie ułatwiają też napięte relacje z rodziną. Siostra patrzy na Kierana z pogardą, rodzice wykazują wobec niego drażniącą uprzejmość i uległość. Wkrótce sąsiedzi dowiadują się o powrocie Kierana. Mnożą się tajemnice i problemy. Jak potoczą się dalsze losy Kierana i innych mieszkańców Roarton? Obejrzyjcie i przekonajcie się :)

Podsumowanie
Serial jest ciekawy, inny niż pozostałe dotyczące Zombie. Skupia się na psychologicznych aspektach, co nie każdemu może się spodobać. Momentami staje się to trochę nudne, widzowie żadni krwi i akcji byliby rozczarowani. "In the flesh" idzie bardziej w kierunku dramatu niż horroru.
Na uwagę zasługuje fajna charakteryzacja. Klimat jest momentami  niepokojący, ale tych momentów jest stanowczo za mało. Zaintrygowały mnie tajemnice i niedomówienia. Niestety akcja momentami trochę kuleje, za mało się dzieje. Ciekawa jestem, czy gdyby była to produkcja amerykańska, a nie brytyjska, czy serial nie byłby lepszy. Moja ocena to 6,5.

Kołysanie

Wiesław Myśliwski
"Widnokrąg"

 Wydawnictwo: Znak
ISBN: 8372006989
Data wydania: 2007
Miejsce wydania: Kraków

Trochę mi zajęło czytanie tej książki, ale było to interesujące doświadczenie.
Dużo słyszy się o Myśliwskim, wiele osób się zachwyca. Miałam wątpliwości, czy jest faktycznie dobry, ale po "Widnokręgu"  jestem skłonna zgodzić się, że to wybitny autor.  Myśliwski ma ciekawy dar - pisząc nawet o rzeczach nieistotnych, potrafi zaczarować czytelnika. Taki człowiek uczyniłby interesującymi nawet etykiety od środków czystości. Niby nic się nie dzieje, niby wszystko powoli i leniwie się toczy, a jednak przewracasz stronę za stroną. "Widnokrąg" jest jak pieśń syreny - wabi i wciąga coraz głębiej. Nie znajdziesz tutaj mrożących krew w żyłach sytuacji, wartkiej akcji. Mimo, że nie lubię książek, w których "nic się nie dzieje", to w tym przypadku jest inaczej.

"Widnokrąg" to dzieło które w pełni zasłużyło na nagrodę Nike. I tutaj mała dygresja - Myśliwski dostał nagrodę w 1997 roku, w 2006  tę samą nagrodę uzyskała za "Pawia królowej" Masłowska. Minęło niespełna 10 lat, a nastąpił taki upadek wartości nagrody...

O czym jest "Widnokrąg"? To ciepła opowieść o rodzinie, dorastaniu, wsi i po prostu o życiu. Śledzimy losy Piotrka, małego chłopca, oraz jego najbliższych.W tle przewijają się wojna, bieda i początki komunizmu. Wszystkie wydarzenia są opowiedziane z perspektywy czasu, na zasadzie retrospekcji. Pamięć odgrywa w tym dziele bardzo ważną rolę. Myśliwski stosuje z upodobaniem konstrukcję szkatułkową, można troszkę pogubić się w zawiłościach historii. Brak chronologii nie ułatwia sprawy. Raz widzimy niektórych bohaterów całych i zdrowych, po chwili czytamy o ich śmierci, by znów po jakimś czasie widzieć ich przy życiu.

Choć rzadko jest mi po drodze z literaturą polską, to Myśliwskiemu udało się mnie zaciekawić i zachęcić do zapoznania się z innymi jego utworami. Bardzo chętnie sięgnę po "Traktat o łuskaniu fasoli", słyszałam, że jest to najlepsza książka tego autora. "Widnokrąg" to coś dla ludzi lubiących lektury, w których tempo płynie wolno, a słowa są ozdobami. Przy tej książce można się wyciszyć i uspokoić, Myśliwski ukołysze Was słowami, mam nadzieję, że nie uśpi.
Moja ocena to 8.

środa, 17 lipca 2013

Wypalone człowieczeństwo

Wojciech Jagielski
"Wypalanie traw"

Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-2256-7
Data wydania: 2012
Miejsce wydania: Kraków

 Oj, nie byłam pozytywnie nastawiona do tej książki. Zobaczyłam okładkę, tytuł który "zajeżdża" metaforą, usłyszałam, że to reportaż i od razu zaklasyfikowałam książkę do działu "nie chcem, ale muszem". Zaskoczeniem było to, że nawet nie wiem kiedy zaczęłam czytać z przyjemnością. Wciągnęła mnie opowieść Jagielskiego. Przypasował mi jego styl pisania. "Wypalanie traw" okazało się być bliższe powieści niż reportażowi, co też wpłynęło na atrakcyjność utworu. Co najważniejsze, autor nie moralizuje, jedynie opowiada. Poruszył mnie ogrom niesprawiedliwości i cierpień, które znosili ludzie, tylko dlatego, że ich skóra jest ciemniejsza od naszej. Jagielski opisuje czasy, w których apartheid był czymś normalnym. Potem prowadzi nas w czasy walki z podziałami rasowymi. Później czeka nas opis zwycięstwa, które zwycięstwem nie było...
Jagielski snując swą opowieść uświadamia czytelnikom jakimi bezwzględnymi potworami potrafią być ludzie. Autor musi być świetnym obserwatorem, dobrze radzi sobie z opisem sytuacji i postaci.

Witajcie w Ventersdorpie 
Ventersdorp to miejsce, w którym ludność murzyńska, Burowie oraz Anglicy żyli obok siebie. Obok siebie, ale nie razem. Witajcie w miejscu, gdzie rasistowskie zachowania są uważane za coś normalnego.
Burowie, pierwsi osadnicy i farmerzy, uważali się za panów. Nie chcieli się zgodzić na to, aby "czarni" byli im równi. Stanowczo sprzeciwiali się ideom Mandeli, który walczył o zniesienie apartheidu. Na czele buntu przeciw nadaniu praw murzyńskiej ludności stanął Eugene Terre'Blanche. Ten okrutny człowiek uważał ludzi o ciemniejszej skórze za istoty gorsze. Bił swoich pracowników, nie płacił im za wykonane zadania, manipulował ich życiem. Eugene stał ponad prawem, nawet policja i lokalne władze nie potrafiły się sprzeciwić temu Burowi.
Już na początku książki dowiadujemy się, że Terre'Blanche, przywódca rasistowskiej organizacji, ginie z rąk czarnego pracownika. Później stopniowo poznajemy wcześniejsze losy miasteczka i samego Eugene'a. Zobaczymy także jak rodowici mieszkańcy Venetrsdorpu poradzą sobie z nowo otrzymanymi prawami.

Ta opowieść kryje za sobą cierpienie wielu osób. Nigdy nie zrozumiem dlaczego osoby o innym kolorze skóry są często traktowane źle. Nie mieści mi się w głowie ogrom niesprawiedliwości jaka była udziałem ludności murzyńskiej na całym świecie.
Jagielski nie próbuje odnaleźć motywacji tych czynów, nikogo nie usprawiedliwia ani nie potępia. Zwyczajnie zdaje relacje z wydarzeń, które miały miejsce w Afryce. Mimo, że nie przepadam za niechronologicznymi opowieściami to "Wypalanie traw" całkiem mi się spodobało. Ubolewałam tylko nad skromnym zarysem postaci. To ciekawa, ale nie porywająca książka. Nie zainteresowała mnie jednak na tyle, abym zdecydowała się sięgnąć po inne książki Jagielskiego, ani do tego by nabyć samo "Wypalanie traw". Moja ocena to 5 pkt.

wtorek, 16 lipca 2013

Czy to (k)raj dla mnie?

Mariusz Szczygieł
"Zrób sobie raj"
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 978-83-7536-223-7
Data wydania: 2010
Miejsce wydania: ?

 Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby sięgnąć po taką książkę. Okładka z krzyżami i napisem "Jesus Christ" to zdecydowanie nie jest coś, czego szukam. Tytuł też daje trochę do myślenia (czytaj: mnie odrzuca). Jakież było moje zaskoczenie, gdy wraz z postępem czytania, okazywało się, jak bardzo pozory potrafią mylić. W książce Szczygła znajdziemy sporo tekstu poświęconego religii, ale podany jest on w przystępny sposób (o tym za chwilę).

Szczygieł zakochany jest w Czechach i pisze kolejną książkę, w której możemy poznać naszych sąsiadów. W "Gotlandzie", jego poprzednim popisie pisarskim, przedstawiał historyczny obraz Czech, teraz "wziął się za bary" z opisem czasów współczesnych. Kilka luźno ze sobą powiązanych tekstów składa się na całkiem ciekawą książkę, dzięki której mamy szansę dowiedzieć się kilku  rzeczy o ludziach, którzy żyją tak blisko nas. Wszystkie te historie fajnie się uzupełniają i tworzą interesujący utwór.

 Żyjemy tak blisko Czechów, ale co tak naprawdę o nich wiemy?
Jak się okazało po tej lekturze, ja mimo że dawno temu odwiedzałam kilkukrotnie ten kraj, to wiedziałam niewiele. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że byłam wtedy jeszcze dzieciakiem.
Do tej pory wydawało mi się, że Czesi to ludzie bardzo podobni do nas. Nic bardziej mylnego. Czechy według Szczygła to kraj wolny od przytłaczających Polaków okowów tradycji i wiary. To kraj, który nie widzi większego sensu w bohaterskich i męczeńskich czynach. Mimo to, to ludzie odważni i nieprzejmujący się tym, co mówią o nich inni.

Religia po czesku
Przy okazji tematu religii, nie mogłam sobie odmówić trochę "gorzkich żali". Czesi z "Zrób sobie raj" nie są skrępowani przez przestarzałe kościelne nakazy. Nie są tak fałszywie religijni jak my. W naszym społeczeństwie strasznie irytują mnie osoby, które za nic mają nauki kościoła, nigdy nie przeczytali Biblii, a chodzą co tydzień na mszę. Nie z potrzeby serca czy z głębokiej wiary, ale dlatego, że trzeba się pokazać. Zadziwiają mnie panny młode idące do ślubu w śnieżnobiałych sukniach, chociaż o niewinności już dawno zapomniały. Do kościoła też nie chodzą, ale ślub kościelny trzeba wziąć, bo co powiedzą ludzie? Pogardzam takimi osobnikami... Odrazą napawają mnie księża, zakonnice i wszelcy religijni fanatycy, którzy krzyczą o czystości i dobroci, a sami są unurzani w grzechu. Podsumowując - uważam, że religia potrzebna jest człowiekowi tak samo jak rybie rower, więc kraj taki jak Czechy, faktycznie okazałby się dla mnie rajem.

Podoba mi się także podejście do kwestii martyrologicznych, luz i pewna elegancja jaką wydają się mieć bohaterzy utworu Szczygła. Czesi w "Zrób sobie raj" są tolerancyjni, pozbawieni niepotrzebnych zakazów, są obdarzeni poczuciem humoru, zdystansowani i co najważniejsze - nie oglądają się w tył z taką lubością jak my Polacy. Nie rozpamiętują porażek, ale prą do przodu. Nie doszukują się wielkości, nie mówią, że są narodem wybranym.
Gdyby tak utworzyć przejaskrawione i uogólnione portrety Polaków i Czechów, co byśmy zobaczyli?
Wiecznie cierpiący Polak, obowiązkowo z krzyżem w dłoni, narzekający bezustannie, zazdrosny o dobrobyt sąsiada (szczegóły odzienia, takie jak sandały i skarpety proszę sobie samodzielnie dopowiedzieć). Polak koniecznie bełkoczący o wielkości, poświęceniu i powstaniach. A portret Czecha? Człowiek z uśmiechem na ustach, trzymający w ręku blanta, doceniający sztukę i patrzący śmiało w przyszłość.
Czy my kiedykolwiek będziemy mogli stać się na tyle "normalni"? Obawiam się, że nie.
Jeśli Czesi są tacy, jakimi opisał ich Szczygieł, to muszą być szczęśliwym narodem. I wolnym.

Podsumowanie
Szczygieł mnie zainteresował, ale nie urzekł. Czechofilem nie zostanę, ale może przy najbliższej wycieczce do tego kraju spróbuję sprawdzić, czy autor pisał prawdę. Fajnie mieszkałoby się w takim kraju...
Z własnej woli raczej nie będę zapoznawała się z kolejnymi utworami tego pisarza, ale jeśli będę musiała przeczytać jeszcze jakąś książkę Szczygła, to spojrzę na nią łaskawszym okiem.
Moja ocena to 6.

poniedziałek, 15 lipca 2013

To co tygryski (i gadziny) lubią najbardziej

Przyszedł czas na lipcowy stosik. W tym miesiącu zaszalałam trochę, skusiły mnie promocyjne ceny. Dużo książek w wydaniach kieszonkowych było przecenionych, więc skorzystałam z okazji. Jestem bardzo zadowolona! A oto moje zakupy:


 
"Christine" - S. King
"Miasteczko Salem" - S. King
"Inwazja" - D. Koontz
"Dobry zabójca" - D. Koontz
"Maska" - D. Koontz
"Intensywność" - D. Koontz
"Dawca" - T. Gerritsen
"Upiory XX wieku" - J. Hill
"Masterton. Opowiadania. Twarzą w twarz z pisarzem" - G. Masterton i inni

Najlepsze jest to, że wszystkich autorów uwielbiam, a książki kosztowały nie więcej niż 13 zł za sztukę!


A tutaj nowe zakupy i strażnik książek ;)


sobota, 13 lipca 2013

Czemu nie "Rzyg królowej?"

Dorota Masłowska
"Paw królowej"
Wydawnictwo: Lampa i Iskra Boża
ISBN: 9798389603202
Data wydania: 2005
Miejsce wydania: ?


Cóż,  w nazwie  wydawnictwa iskra była, najwyraźniej na książkę już nie wystarczyło. Niby jest coś nowego, ale jakoś to do mnie to nie przemawia.
"Paw królowej" pisany jest w nietypowy sposób, tekst stylizowany jest na piosenkę hip-hopową. Mamy powtarzający się refren,  trochę rymów. Przez konwencje piosenki, zdania są pokręcone stylistycznie, co utrudnia płynne czytanie. Właściwie na samym początku książka zapowiada się ciekawie, bije od niej pewna świeżość. Niestety wkrótce konstrukcja utworu zaczyna męczyć. Fajnie by było przeczytać króciutkie opowiadanie  napisane w ten sposób, ale 156 stron to o wiele za dużo.

Przy okazji lektury, dowiadujemy się sporo o samej Masłowskiej. Najwyraźniej ma wiele kompleksów i jest bardzo wyczulona na krytykę... blogerów! W "Pawiu królowej" jest wiele komentarzy i odniesień do środowiska internetowych recenzentów. Masłowska wszystkim im wytyka brak oczytania/głupotę lub zazdrość. Było to dla mnie dziwne. Wiadomo, że zawsze się komuś nie spodoba i trzeba być na to przygotowanym, ale czy koniecznie trzeba poświęcać pół książki na "diss" takich osób?
Dodatkowo znów mamy okazję oglądać samą Masłowską jako uczestniczkę zdarzeń lub obserwatorkę. Ciekawe, czy w którejś książce uda jej się powstrzymać przed umieszczaniem samej siebie w swoim utworze...


Książkę odrobinę ratują postacie, które są całkiem zgrabnie wykreowane. Historia nie jest porywająca, ale na upartego dałoby się z niej coś dobrego wycisnąć. Trudno powiedzieć o czym jest "Paw królowej". Tak naprawdę, to nie jestem w stanie przybliżyć Wam fabuły. O czym chciała nam opowiedzieć Masłowska? Może o brzydkiej Patrycji Pitz, a może o nieżyciowym Stanisławie Retro, który wydaje swoje ostatnie pieniądze na grę komputerową? A może o show biznesie? Po lekturze nie jestem w stanie tego określić. Niestety poza kilkoma kuriozalnymi fragmentami, niewiele już pamiętam z "Pawia królowej". Może to i lepiej? W ramach rekompensaty za nieprzybliżenie treści, zaprezentuje Wam fragment. Po lekturze takiego kawałka można już zdecydować, czy książkę się polubi, czy rzuci w kąt:

"Patrycja Pitz, świat od dzieciństwa pluł jej śliną śmierdzącą
i ciepłą do wyciągniętej ręki i inne dzieci nie chciały się bawić z takim brzydkim
dzieckiem, nawet chociaż jej rodzice mieli dużo pieniędzy mówili: moja Karolinka moja
mała miss nie będzie się już bawić z tą paszkwilą Pitz, bo potem opowiada rano złe sny
śni się jej brzydka Pitz, jak wkłada jej do łóżka swoją twarz i mówi: teraz to ty ją masz.
Była sobie złota rybka, powiedz Patrycha, czemu jesteś taka brzydka, raz niósł Grzegorz
kij, kto ci zrobił twój rozszczepiony ryj, stała na przystanku wiata, Patrychę rucha jej tata.
Stał na ulicy ford fiat, ją rucha jej brat. Niósł raz dziadek puzon, Patrychę ruchał kuzyn.
Była w rzece tama, Patrychę rucha jej mama.
A potem jej spódnicę zabrały do ogródków wrzuciły i piasku do buzi nasypały a potem na
nią nasikały a potem się z niej śmiały tu cię powołał Pan i nawet z parteru dałn choć nie
wiedział z czego, to się z niej śmiał, krzycząc esse majne szajse zi szwajne raj, powiedz
jak zapamiętał słów trudnych tyle, a sycząca piana leciała mu z ryja i przy trepach się
pieniła, różowy mongolski jad, kap kap apokalipsy bliskiej znak, tak."

Język jest podobno celowo zniekształcony, na każdym kroku spotykamy się z potworkami językowymi. Wulgaryzmy i "językowe ochydy" atakują z taką mocą, że można poczuć się, jakby na głowę wylano nam wiadro z pomyjami. Przywykłam do takiego języka, sama "rzucam kurwami", ale niektóre fragmenty były tak prostackie i niesmaczne, że aż się krzywiłam. Jakie jest  uzasadnienie takiego wymiotowania na czytelnika? Masłowska ironizuje:

"W powyższym fragmencie ukazane zostały zdarzenia dziejące się w czasie przeszłym.
W tekście użyte zostały słowa skurwiel, jebać, chujoza i chuj, wulgarne mutacje
określenia czynności seksualnych i wyrazu penis. Ta dosadność i wulgarność ma na celu
do lektury zachęcenie osób, które nigdy by po tę lekturę inaczej nie sięgnęły osób
nieinteligentnych jak również nieletnich, wycieczek szkolnych a także osób
niepiśmiennych. Ma to je rozweselić, ma to być bardzo śmieszne. Każdy w naszej
piosence znajdzie coś dla siebie. Piosenka ta powstała za pieniądze z Unii Europejskiej.
Można ją przeczytać za pomocą liter zawartych w alfabecie. Wzory poszczególnych liter
znajdziesz w internecie, www.czytajmiopowiadam.pl, lub zamówisz esemesem."

Muszę przyznać, że "Paw królowej" nie przemawia do mnie. Nie podoba mi się "puszczanie pawia ze słów" przez Masłowską. Kłuje po oczach usilne etapowanie wulgaryzmami i nadmierna fascynacja narządami płciowymi.  Książka w mojej ocenie jest przereklamowana. Jedno słowo może podsumować tę lekturę - odpychająca! Aczkolwiek i tak oceniam ją  troszeczkę wyżej niż "Kochanie, zabiłam nasze koty". Moja ocena to 3.

środa, 3 lipca 2013

Świat w czarnych barwach

Dorota Masłowska
"Kochanie, zabiłam nasze koty"

Wydawnictwo: Oficyna Literacka Noir sur Blanc
ISBN: 978-83-7392-393-5 
Data wydania: 2012
Miejsce wydania: ?

Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca.
Witold Gombrowicz


Spójrz na okładkę, całkiem ciekawa prawda? Tytuł też intrygujący, od razu nasuwa się pytanie: ciekawe o czym jest ta książka? Niestety po lekturze dotychczasowych utworów Masłowskiej trudno jest mi zrozumieć fenomen popularności jej książek. Czytając "Kochanie, zabiłam nasze koty" ciągle "słyszałam" jakieś zgrzyty.
Nie należę do ludzi, którzy zachwycają się kimś tylko dlatego, że inni to robią. Nie przemawia do mnie pióro Masłowskiej. Jestem za to pełna podziwu, że tylko parę lat starsza ode mnie osoba stała się tak popularna. Oczywiście zazdroszczę, ale nie dlatego krytykuję. Krytykuję bo nie rozumiem. Po raz kolejny mam wrażenie, że coraz więcej jest książek pisanych pod publikę. Pod wąską publikę dodajmy. "Kochanie, zabiłam nasze koty" należy do książek pisanych w konkretnym celu. Zupełnie jakby autorka pomyślała sobie:
Rąbnę sobie jakąś książkę żeby dostać nagrodę i zyskać uznanie krytyków, ewentualnie czytelników niepospolitych, o wysublimowanym guście, tych, którzy lubią wszystko, ale tylko zanim stanie się zbyt mainstreamowe. Jak skrytykują, to powiem, że nie są w stanie zrozumieć artyzmu i wielkości. Powiem, że są za głupi, zbyt przyziemni. Będę popisywać się językiem, niech zobaczą jaka jestem obeznana...
Nie mogę zaprzeczyć, że Masłowska posługuje się językiem z wprawą, ma ciekawe pomysły i niezaprzeczalnie jest osobą inteligentną. Szkoda tylko, że fabuła, która mogła się rozwinąć w coś ciekawego, została przytłoczona i wręcz zaduszona przez potok słów. Niestety jak dla mnie książka ta, to przerost formy nad treścią. Jeśli będziecie mieć okazję, będąc w księgarni weźcie książkę w ręce i przekartkujcie. Zwróćcie uwagę na wielkie litery, zupełnie jakby strony były zapełniane na siłę.


O co chodzi?
Poznajemy dwie dziewczyny Farah i Joanne. Dziewczyny zdają się być przyjaciółkami. Różnią się od siebie bardzo, nawet gdy rozmawiają nie ma pomiędzy nimi porozumienia. Mówią jakby obok siebie, nie do siebie. Wszystko zmienia się, gdy Jo poznaje mężczyznę, nieatrakcyjnego hungarystę. Drogi Fah i Jo rozchodzą się. Fah rozpaczliwie szuka kogoś, kto mógłby stworzyć z nią jakąkolwiek relację. Nie ważne jest dla niej to, czy ta osoba będzie kobietą, czy mężczyzną. Ważne aby ten człowiek "potwierdził jej istnienie", którego sama nie jest pewna. Dalsza część fabuły skupia się głównie na losach Fah i jej próbach odegnania samotności.

Nie zachwyca
Skąd odwołanie do Gombrowicza? Otóż tłoczono mi całkiem niedawno na zajęciach do głowy, że "Masłowska wielką artystką jest!"*, a jak komuś się nie podoba, to znaczy, że nie ma pojęcia o literaturze. A ja głupia myślałam, że to kwestia gustu. Mówili: "głos młodego pokolenia", mówili: " konstruuje doskonały portret współczesnego społeczeństwa". Jeśli nasze społeczeństwo wyglądałoby faktycznie w ten sposób, a głosem moim miałaby stać się Masłowska, wolałabym jednak pozostać niema. Ludzie o których pisze Masłowska są przypadkami skrajnymi i groteskowymi, wszystko jest przerysowane do granic możliwości. Wydobycie wszystkiego co najgorsze z człowieka i ze społeczeństwa - to coś, co autorce wychodzi chyba najlepiej. Czytając ma się wrażenie, że wszyscy są głupi, prymitywni i nie wiedzą o co chodzi w życiu.
Nie zachwyca mnie także umieszczanie samej siebie we własnych książkach, zajeżdża mi to strasznie wybujałym ego.

Podsumowanie
Usilna próba diagnozy społeczeństwa, pesymizm, dostrzeganie najgorszych stron wszystkiego, duża dawka absurdu, z lubością ukazywana brzydota - to właśnie części składowe tej książki. Nie można zapomnieć o języku, który dąży aspiruje do wyjątkowości. Niestety, "Kochanie, zabiłam nasze koty" to kiepskie danie, zaserwowane na ładnym talerzu. Moja ocena to 2.

*mocno parafrazując słowa:"Słowacki wielkim poetą był!" W. Gombrowicz, Ferdydurke.

wtorek, 2 lipca 2013

Sąsiad sąsiadowi wilkiem



Jan T. Gross
"Sąsiedzi"
Wydawnictwo: Pogranicze Sejny 
ISBN: 9788361388005
Data wydania: 2008
Miejsce wydania: ?

Wyobraź sobie taką sytuację. Mieszkasz ze swoją rodziną pośród innych ludzi, w małym miasteczku. Od Waszych sąsiadów różnicie się jedynie narodowością i wyznaniem.  Te różnice zdają się już być nie tak ważne, bo od wielu lat żyjecie obok siebie. Zaopatrujecie się u tego samego sprzedawcy, chodzicie tymi samymi drogami. Wasze podwórka graniczą ze sobą, może nawet wasze dzieci bawią się razem. Pracujecie nieopodal siebie. Mijacie się każdego dnia - może bez słowa, może witacie się szybkim dzień dobry, a może nawet uśmiechacie się do Ciebie i wymieniacie krótkie uprzejmości. Wśród tych wszystkich ludzi macie przyjaciół i wrogów. Żyjecie normalnie. Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie zaczyna się koszmar. Twoi sąsiedzi bez powodu atakują Ciebie i Twoją rodzinę. Upokarzają Was, zabierają cały dobytek, zagarniają  dom w którym mieszkaliście. W niewiadomym celu gnają Was przez miasteczko niczym bydło. Twarze sąsiadów stają się twarzami oprawców. Twoi dawni przyjaciele odwracają głowę i odchodzą szybko kiedy błagasz ich o pomoc. Twoi sąsiedzi znęcają się nad Tobą, potem zabijają Ciebie i Twoją rodzinę.
Dlaczego to zrobili? Bo miałeś ciemniejsze włosy, inny odcień skóry i pochodziłeś z innego kraju? Może dlatego, że Twoja wiara różni się od ich wiary? A może dlatego, że Twój dom jest ładniejszych od tych, które należą do nich? Brzmi strasznie?
A co jeśli ta historia wydarzyła się naprawdę? Niestety właśnie tak było. Miasteczko to Jedwabne, ofiary to Żydzi, a oprawcy to my, Polacy...
O tych wydarzeniach naszej historii nie mówi się zbyt wiele. Gross za to bez zahamowań opowiada o okrucieństwie Polaków wobec ich sąsiadów. Powołując się na różne źródła rekonstruuje historię z przed lat. Czytając tę książkę byłam bardzo zbulwersowana. Gdy uczyłam się na historii tych kilku słów na temat zagłady ludności żydowskiej, okropieństwo tego co się wtedy stało nie docierało do mnie. Pogrom kojarzył mi się z działalnością wojsk niemieckich, a nie z ludnością polską.
Dopiero po przeczytaniu "Sąsiadów" osoby, które wtedy zginęły stały się w mojej świadomości ludźmi, a nie tylko bezosobową liczbą ofiar.  Tak łatwo jest napisać: "Podczas pogromu w Jedwabnem ludność polska zabiła 340 osób pochodzenia żydowskiego." Dopiero jednak po przybliżeniu tych wydarzeń i podaniu nazwisk, wszystko nabiera innego wymiaru. Takiego przybliżenia dokonuje właśnie Gross.

100 kłamstw Grossa

Książka "Sąsiedzi" wywołała istną burzę. My Polacy mamy problem z przyznawaniem się do winy. Niektórzy nie mogli znieść tego, że szarga się obraz Polaka-bohatera, który ryzykując życiem ukrywał Żydów.
Pojawiły się głosy mówiące, że Gross napisał sąsiadów tylko po to, aby ułatwić uzyskiwanie odszkodowań w procesach o majątki pożydowskie.
Liczne grono skrytykowała autora "Sąsiadów" za szerzenie kłamstw. Powstała nawet książka pt. "100 kłamstw Grossa", której autor wytykał Grossowi nieścisłości i niewiedzę.
Poniekąd muszę zgodzić się z krytyką. Gross jest stronniczy, ukazuje jedynie mroczną stronę polskiej ludności. Wybiera jedynie źródła, które świadczą źle o Polakach, zupełnie pomijając inne, stojące do nich w opozycji. Źródła są niekompletne i często sprzeczne ze sobą. Oczywistym jest, że po tylu latach trudno jest dojść do prawdy.
Gross zdaje się również nie zwracać uwagi na opinie historyków i znawców. Nie wiadomo także skąd wziął liczbę 1600 zabitych Żydów - według wszelkich źródeł było prawie 5 razy mniej ofiar niż sugeruje autor. Gross sugeruje, że Żydów umieszczono w stodole, którą następnie podpalono - zastanawiające jest to, w jaki sposób zmieściłoby się w niej ponad półtora tysiąca osób.

Podsumowanie
Mimo, że uważam książkę Grossa za nie do końca wiarygodną, sądzę że jej wydanie było dobrym pomysłem. "Sąsiedzi" są kubłem zimnej wody, wylanym prosto na głowy Polaków - marzących o bohaterstwie i karmiących się wyidealizowaną przeszłością. Jako naród musimy przyjąć do wiadomości, że nie byliśmy tylko ofiarami, ale także oprawcami. To haniebny epizod naszej historii, ale musimy o nim wiedzieć i pamiętać - po to aby nigdy więcej coś takiego nie miało miejsca. Choć bulwersowałam się przy czytaniu, choć ciężko było mi "przełknąć" prawdę o naszej przeszłości, cieszę się, że przeczytałam "Sąsiadów".
Znów ciężko mi ocenić książkę. Pod względem literackim jest jak dla mnie bardzo kiepska, jednak doceniam ją za jej przesłanie i za możliwość spojrzenia na historię z innej perspektywy. Chyba znów muszę pozostawić książkę bez punktacji, bo zupełnie nie wiem co mam z nią zrobić...
Tym, którzy nie czują się na siłach żeby przeczytać "Sąsiadów", polecam obejrzenie filmu "Pokłosie", który zrobił na mnie duże wrażenie (nie zniechęcajcie się długim i mało interesującym wstępem, warto przeczekać).