O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

czwartek, 13 czerwca 2013

Marketingowy sukces

E. L. James (Erika Leonard)
"Pięćdziesiąt twarzy Greya"
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN:
978-83-7508-556-3
Data wydania: 2012

Tytuł oryginału: Fifty Shades of Grey 
Cykl: 50 odcieni
Część: pierwsza

Cóż więcej jeszcze można powiedzieć na temat czegoś, co obgadane zostało już z każdej możliwej strony (a najczęściej od dupy strony na dodatek...)? Książka ta nie jest arcydziełem, mimo tego ma w sobie coś, co przyciągnęło miliony czytelników. Tylko co? Czym ona tak wyróżnia się na tle innych utworów o podobnej tematyce? Nie jestem w stanie wskazać źródła tego fenomenu, ale mogę za to stwierdzić, że ktoś wykonał fantastyczną robotę pod względem marketingowym. 
"50 twarzy Greya" to nie jest książka - to jest produkt. Na początku i ja dałam się zwieść, nie mogłam się oderwać. Nie wiem jak mogłam dać się wciągnąć takiej banalnej fabule. Wszystko zostało tak napisane, aby czytelnik czuł się zmuszony do przewrócenia kartki. W pewnym momencie takie rozwlekanie akcji stało się męczące. Miała być książka o seksie, a na pierwszy opis erotycznych scen trzeba czekać niemiłosiernie długo. Po pewnym czasie oczekiwania, kiedy zaczęło mnie już nużyć wypatrywanie obiecanych wydarzeń, zaczęłam zwracać baczniejszą uwagę na cechy książki. I w mig wszystko zaczęło mnie irytować. Począwszy od głównej bohaterki oczywiście. Zwróciłam uwagę na język, który do tej pory był na dalszym planie. Zupełnie jakbym miała do czynienia z jakimś obrazem,  który na początku zdaje się piękny, ale gdy obejrzysz go dokładniej, okazuje się, że jest tandetny, a w rogu ma podpis "made in China".
Kiedy na wierzch wychodzą "szwy" powieści,  wszystko zaczyna się psuć. Nagle książka straciła bardzo dużo w moich oczach. Dobijały mnie też nachalne reklamy konkretnych produktów. Jest to zbyt częste, żeby mogło być przypadkowe. Zamiast napisać po prostu "wzięła swój telefon" to za każdym razem jest wymieniana marka, to samo przy laptopie i przy jeszcze kilku produktach.


Muszę jednak przyznać, że książka spełniła swoje zadanie. Sprzedała się w ogromnej liczbie egzemplarzy, zrobiła furorę na świecie i przyniosła autorce sławę i pieniądze. Gdzieś czytałam nawet artykuł, że autorce przypisywano jako zasługę to, że po wydaniu książki w UK wzrósł przyrost naturalny, bo kobiety chętniej uprawiały seks...
A jak jest u nas? Wśród moich koleżanek panuje istny szał na czytanie Greya. Mało tego, panuje chyba moda na obnoszenie się z tym, że się czyta - ciągle widzę statusy na fejsie i zdjęcia na których ktoś siedzi z książką w ręku. Istny szał. Do tego wszędzie pojawiają się pełne zachwytu komentarze, zachwalające działające na wyobraźnie "sceny".


Jeżeli chodzi o seks, który jest tutaj oczywiście tematem przewodnim, to ja nie widzę tu nic odkrywczego. Myślę, że mogło zaszokować kilka gospodyń domowych po 50, które nigdy w życiu nie słyszały o S&M. Ale młodzież? Raczej nie. Jakoś po przeczytaniu nie zapragnęłam nagle zostać czyjąś niewolnicą, ani nabyć pejczy, masek czy innych akcesoriów tego typu :P
Co więcej, James chyba trochę przesadziła z opisem tego, jak to łatwo i szybko
doprowadzić kobietę  do orgazmu. Tym bardziej, że chodzi tu o dziewicę, która w ogóle nie jest świadoma swojego ciała...
Niejednego faceta przeczytanie tej książki mogłoby wpędzić w kompleksy w tej kwestii, a kobiety doprowadzić co najwyżej do zastanawiania się, czy jest z nimi coś nie tak lub do patrzenia krzywo na umiejętności swojego partnera....
Trzeba oddać jednak autorce to, że pisać o seksie nie jest łatwo.  James ma wyczucie, nie pisze "za grzecznie", ale nie jest też wulgarna, myślę, że można powiedzieć, że udało się jej osiągnąć równowagę w tej kwestii.
Opisy scen łóżkowych ciągną się przez wiele stron, ale w końcu taki był chyba zamiar. 

Czytając pierwszy tom stwierdziłam, że niesprawiedliwie (zarówno dla niej, jak i dla innych książek) byłoby oceniać ją w taki sposób jak inne. To utwór, który nie był pisana z troską o język, nie miał też za zadanie przekazać wartości. Według mnie, tu nawet nie chodziło o opowiedzenie jakiejś historii, tylko o erotyczne obrazy, które mają rozbudzić wyobraźnię. Moja wyobraźnia troszkę drgnęła, ale spodziewałam się większej fantazji i rozmachu, więc troszkę się rozczarowałam. Pozostawię tę książkę bez punktacji, myślę, że każdy po przeczytaniu tej, czy innej recenzji może wyciągnąć wnioski. Czy przeczytam następne dwa tomy? Myślę, że ciekawość zwycięży i kiedyś po nie sięgnę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz