Stephenie Meyer
"Drugie życie Bree Tanner"
Utwór bazuje na motywach z "Zaćmienia", które jest z kolei kolejną z części bestsellerowej sagi o Belli i Edwardzie. Główną bohaterką jest Bree, nowo narodzony wampir. Została stworzona przez żądną zemsty wampirzycę, jako jedna z członkiń armii, która miała stanąć na przeciwko dobrym wampirom.
Jak dla mnie, to książka która powstała, żeby wycisnąć jak najwięcej z sukcesu serii "Zmierzch". Napisana odrobinę na siłę, jakby wyżęto "Zmierzch" i z resztek stworzono tę książkę. Wiadomo nie od dziś, że nastolatki (i nie tylko) zakochane w sadze pobiegną do księgarń i kupią książkę, bo nawiązuje do ich ukochanej pisaniny. Pani Meyer za wiele się nie napracowała, napisała 200 stron, wykorzystując znane już postacie i motywy. Nad językiem też się zbytnio nie wysiliła (chociaż może to i lepiej, szybciej się czyta, mniejsze katusze). A kasa płynie.
Beznadziejnie zostało rozwiązane zakończenie, które jest z góry znane (nienawidzę takich utworów, w których wiadomo, od początku, że ktoś ginie, bo po co to czytać?). Język jak to w literaturze dla nastolatek - infantylny i nieskomplikowany.
Miła odmiana to brutalność wampirów, ich głód, który starają się nasycić. Nie mają skrupułów, nie cofną się przed niczym. Mają więcej siły niż stare wampiry. Armia nowo narodzonych pomieszkuje w różnych ruderach, ukrywając się przed społeczeństwem. Co chwila dochodzi do aktów przemocy i morderstw wewnątrz grupy.
Co ciekawe nowo narodzeni są nie tylko bardzo silni, ale i naiwni, Riley, ich "szef" bez problemu nimi manipuluje. Bree powoli dowiaduje się, że ich przełożony nie powiedział im wszystkiego. Okazuje się, że wampiry nie płoną w świetle słonecznym, jedynie błyszczą jak dyskotekowe kule... Dziewczyna sprzymierza się z Doug'iem, odrobinę starszym wampirem. Razem pragną odkryć dlaczego zostali stworzeni no i tutaj zaczyna się jazda...
Książka może nie byłaby taka zła, gdyby Meyer darowała sobie kolejny wątek miłosny (kobieto, czy Ty potrafisz napisać coś bez miłosnych podtekstów?) i nie zrobiła z Bree męczennicy. Tymczasem pomiędzy wampirzycą a jej kolegą zaczyna rozkwitać uczucie. Oczywiście tragiczny koniec jest tutaj nieunikniony - postacie ze Zmierzchu były zbyt cenne aby je uśmiercić, (kto wie, może powstaną jeszcze jakieś części?) za to Bree nadała się idealnie.
Żeby dobić jeszcze książkę i zrobić z niej jeszcze większy shit, Bree i Doug zakładają klub... Tajny klub z hasłem. Chce mi się wyć ze zgrozy. Wszystkie dwunastolatki pewnie sikają po nogach z ekscytacji tym klubem...
Książkę uważam za zbędną, za sztuczny twór, który został powołany do życia tylko po to, aby generować zyski. Nie wnosi nic nowego do literatury. Popłuczyny.
A co spodobało mi się najbardziej? Okładka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz