O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

czwartek, 12 kwietnia 2012

Popłuczyny ze Zmierzchu, czyli jak zarobić i się nie narobić.

Stephenie Meyer

"Drugie życie Bree Tanner"


Utwór bazuje na motywach z "Zaćmienia", które jest z kolei kolejną z części bestsellerowej sagi o Belli i Edwardzie. Główną bohaterką jest Bree, nowo narodzony wampir. Została stworzona przez żądną zemsty wampirzycę, jako jedna z członkiń armii, która miała stanąć na przeciwko dobrym wampirom.
Jak dla mnie, to książka która powstała, żeby wycisnąć jak najwięcej z sukcesu serii "Zmierzch". Napisana odrobinę na siłę, jakby wyżęto "Zmierzch" i z resztek stworzono tę książkę. Wiadomo nie od dziś, że nastolatki (i nie tylko) zakochane w sadze pobiegną do księgarń i kupią książkę, bo nawiązuje do ich ukochanej pisaniny. Pani Meyer za wiele się nie napracowała, napisała 200 stron, wykorzystując znane już postacie i motywy. Nad językiem też się zbytnio nie wysiliła (chociaż może to i lepiej, szybciej się czyta, mniejsze katusze). A kasa płynie. 
Beznadziejnie zostało rozwiązane zakończenie, które jest z góry znane (nienawidzę takich utworów, w których wiadomo, od początku, że ktoś ginie, bo po co to czytać?). Język jak to w literaturze dla nastolatek - infantylny i nieskomplikowany.
Miła odmiana to brutalność wampirów, ich głód, który starają się nasycić. Nie mają skrupułów, nie cofną się przed niczym. Mają więcej siły niż stare wampiry. Armia nowo narodzonych pomieszkuje w różnych ruderach, ukrywając się przed społeczeństwem. Co chwila dochodzi do aktów przemocy i morderstw wewnątrz grupy.
Co ciekawe  nowo narodzeni są nie tylko bardzo silni, ale i naiwni, Riley, ich "szef" bez problemu nimi manipuluje. Bree powoli dowiaduje się, że ich przełożony nie powiedział im wszystkiego. Okazuje się, że wampiry nie płoną w świetle słonecznym, jedynie błyszczą jak dyskotekowe kule... Dziewczyna sprzymierza się z Doug'iem, odrobinę starszym wampirem. Razem pragną odkryć dlaczego zostali stworzeni no i tutaj zaczyna się jazda...
Książka może nie byłaby taka zła, gdyby Meyer darowała sobie kolejny wątek miłosny (kobieto, czy Ty potrafisz napisać coś bez miłosnych podtekstów?) i nie zrobiła z Bree męczennicy. Tymczasem pomiędzy wampirzycą a jej kolegą zaczyna rozkwitać uczucie. Oczywiście tragiczny koniec jest tutaj nieunikniony - postacie ze Zmierzchu były zbyt cenne aby je uśmiercić, (kto wie, może powstaną jeszcze jakieś części?) za to Bree nadała się idealnie.
Żeby dobić jeszcze książkę i zrobić z niej jeszcze większy shit, Bree i Doug zakładają klub... Tajny klub z hasłem.  Chce mi się wyć ze zgrozy. Wszystkie dwunastolatki pewnie sikają po nogach z ekscytacji tym klubem...
Książkę uważam za zbędną, za sztuczny twór, który został powołany do życia tylko po to, aby generować zyski. Nie wnosi nic nowego do literatury. Popłuczyny.
A co spodobało mi się najbardziej? Okładka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz