O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

czwartek, 17 maja 2012

Spieszyło Ci się gdzieś, mój stary przyjacielu?

Dean Koontz

"Maska"



Wydawnictwo: Albatros


 ISBN: 978-83-7659-215-2


Data wydania: 2010


Miejsce wydania: Warszawa


Tytuł oryginalny: The Mask


Tłumaczenie: Hanna Milewska



  Dzisiaj powrót do początków mojej miłości do literatury. Koontz to autor, którego bardzo dobrze poznałam, jednak przez dłuższy okres czasu nie miałam do czynienia z jego utworami. Swego czasu był moim drugim mistrzem, zaraz po Kingu. Przyszedł czas, aby ponownie wrócić do książek tego autora. W moje ręce trafiła "Maska". Nazwisko i opis na obwolucie oczywiście mnie bardzo zachęciły. Dopiero po przeczytaniu paru stron doszłam do wniosku, że do grupy nielubianych już przeze mnie już tłumaczy, doszli właśnie ludzie, którzy tworzą skrótowe opisy fabuły na okładkach. Oczywiście teraz generalizuje (teraz wyjątkowo muszę, bo aż się samo prosi, ale rzadko uogólniam, bo jak powiedział Wiliam Blake: "Wszelkie uogólnienia cechują idiotów"), ale to nie pierwszy i zapewne nie ostatni spieprzony opis jaki widziałam. Miło by było, jakby autorzy tekstu chociaż przeczytali książkę, ale okey, pewnie są bardzo zapracowani i nie mają czasu przeczytać każdej, którą muszą streścić. Ale do jasnej cholery mogli by chociaż podać prawidłowe personalia głównych bohaterów. Na okładce czytamy:
"Carol i Tracy są ludźmi sukcesu: ona jest cenionym specjalistą w dziedzinie psychiatrii dziecięcej, on robi karierę na uczelni i jako pisarz. [...]"
Nie trzeba być zbytnio spostrzegawczym, żeby zauważyć błąd. Już w drugim akapicie pierwszego rozdziału dowiadujemy się, że głównymi bohaterami nie są Carol i Tracy, ale Carol i Paul, którzy mają na nazwisko Tracy. Dalej obyło się bez potknięć, ale opis jest w ogóle nie przemyślany. Właściwie to czytając opis wiemy prawie wszystko. Gdyby pominąć niektóre wątki poboczne to w tym krótkim tekście na okładce mamy streszczoną prawie połowę książki. Zbyt dużo zostaje odkryte. Po przeczytaniu tego tekstu, podczas czytania czekałam najpierw na dziwne "pasmo katastrof", a potem na potrącenie tajemniczej blondyneczki, zgodnie z zapowiedzią z obwoluty. Gdy do informacji z tylnej okładki dodamy pytanie z przedniej: "Czyja osobowość zamieszkała w ciele szesnastoletniej Jane?" otrzymamy resztę historii. Przez to wszystko książka stała się jeszcze bardziej przewidywalna (potem rozwinę tą myśl).

Nie sposób nie wspomnieć o ilustracji jaką "udekorowana" jest okładka. Biała maska znajdująca się na czarnym tle, to nic specjalnego, wieje nudą i brakiem pomysłu. Oczekiwałabym czegoś znacznie bardziej pomysłowego i interesującego po tym autorze, zwłaszcza znając jego >>poprzednie prace<<(choć nie wszystkie do mnie przemawiają, to niektóre są bardzo dobre).
Ogólnie cała okładka klasyfikuje się do natychmiastowego liftingu.Oczywiście z ciekawości obejrzałam inne wzory, również obcojęzyczne i ku mojemu zaskoczeniu, okazała się, że... wszystkie są mniej lub bardziej do dupy. Cóż, widocznie tytuł nie zainspirował nikogo do stworzenia czegoś godnego uwagi, a szkoda.
Skoro jestem już przy tytule... Szczerze mówiąc jestem zdziwiona, że ta książka nazywa się tak, a nie inaczej. Myśląc o treści przyszłoby mi do głowy wiele tytułów, ale na pewno nie taki.
Co do objętości, również jestem lekko zawiedziona. Moje wydanie ma co prawda około 325 stron, ale samą treść można by z powodzeniem zmieścić na 200 stronach.

FABUŁA


Carol i Paul są typowymi ludźmi sukcesu. Ona jest uznaną specjalistką w dziedzinie psychiatrii dziecięcej, on szanowanym pracownikiem uczelni oraz pisarzem. Mają piękny dom i udane życie. Do szczęścia brakuje im tylko dziecka. Carol jako nastolatka zaszła w ciążę, a dziecko oddała do adopcji. Podczas porodu nastąpiły komplikacje i okazało się, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci. Państwo Tracy postanawiają zaadoptować dziecko i wszystko wskazuje na to, że dzięki swojej pozycji społecznej nic nie stanie im na przeszkodzie. Niestety w tajemniczych okolicznościach ginie ich formularz adopcyjny. W międzyczasie w domu rodziny zaczynają dziać się tajemnicze rzeczy. Coś notorycznie stuka (mamy dzięki temu miliony słów ŁUP na kartach książki), a Paul nie jest w stanie zlokalizować źródła hałasu. Carol jadąc samochodem potrąca młodą dziewczynę. Okazuje się, że nie wie ona kim jest, kompletnie straciła pamięć. Carol postanawia zaopiekować się dziewczyną i dzięki hipnozie pragnie pomóc odzyskać wspomnienia dziewczynki, którą umownie nazywają od tej pory Jane.
Mamy także wątek z początku książki, gdzie jesteśmy świadkami tragicznej śmierci młodej dziewczyny w płomieniach. Laura ginie i obwinia za to swoją matkę. Gdy dodamy ten wątek do tekstu z przedniej okładki i do tego co dowiadujemy się z tylnej już niewiele pozostaje do odkrycia.

Dokąd to?


Po przeczytaniu "Maski" miałam poczucie niedosytu. I szczerze mówiąc byłam zawiedziona. Historia mogłaby być bardziej rozbudowana, a nie opisana niemalże skrótowo, bez rozwinięcia wątków, które same się o to proszą. Książka zdaje się być przez to niekompletna. Najgorszym zawodem było dla mnie zakończenie. Pierwsze co przyszło mi do głowy - Ktoś wyrwał ostatnie strony! I jak słowo daję, sprawdzałam czy tak nie było, wiadomo - z książkami z biblioteki dzieją się różne rzeczy. Niestety prawda okazała się gorsza - książka urywa się, tak jakby Koontz siedząc nad nią został zawołany przez żonę "Kochanie! Obiad na stole!", poszedł i zapomniał dopisać zakończenia. Niektórzy lubią takie zagrania, ale nie ja. Toleruję je tylko w przypadku kilkutomowych historii - jest wtedy na co czekać.

Podsumowanie

Jeżeli chodzi o pozytywne wrażenia to spodobały mi się plastyczne opisy niektórych scen - na przykład pająk chodzący po Laurze - aż zadygotałam z obrzydzenia. Poza tym interesująca przemiana z kotka domowego w drapieżnika, która też została ciekawie opisana. Z tego co czytałam w innych recenzjach, wielu ludzi irytowały słodkie rozmowy pomiędzy Paulem i Carol. Mnie to nie przeszkadzało wcale. Zarzucano tym konwersacją nieprawdziwość - jednak jeśli dwoje ludzi się na prawdę kocha, to takie rozmowy to nic niezwykłego. Mnie uprzyjemniały one czytanie. Podobnie było ze scenami erotycznymi, które jednak jak na Koontza były bardzo skrótowo opisane.
Historia jest przewidywalna, ale ubarwiona kilkoma ciekawymi opisami. Lektura nie wymagająca skupienia, czyta się szybko. Pomimo wielu niedociągnięć da się czytać, ale nie ma co się spodziewać po tej książce za wiele.
Ja oczekiwałam czegoś lepszego i niestety się zawiodłam, ale jak wiadomo każdy, nawet wielki twórca ma lepsze i gorsze utwory na swoim koncie. Ze względu na mój sentyment, Koontz'owi jestem w stanie wiele wybaczyć.
Książce daję 4 punkty w 10 stopniowej skali, aczkolwiek raczej nie jestem obiektywna w tym wypadku ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz