O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

wtorek, 4 września 2012

Moja potajemna miłość

Jeremy Clarkson
"Na litość boską!"

Wydawnictwo: Insignis media
ISBN: 978-83-61428-15-2
Data wydania: 2009
Miejsce wydania: Kraków
Tytuł oryginału: For crying Out Loud!


Wpis nie do końca poważny, czyli uwaga na ostre słowa.

 Dziś pisać będę nie tylko o książce, ale i o programie telewizyjnym i przede wszystkim o samym autorze.
Dla tych, którzy nie wiedzą kim jest Jeremy Clarkson krótkie wprowadzenie. Brytyjczyk jest dziennikarzem motoryzacyjnym, publicystą i prowadzącym bijący rekordy popularności program "Top Gear". 
Co na blogu miłośniczki horroru, kryminału i fantastyki robi książka faceta związanego z samochodami? Odpowiedź jest prosta - jestem potajemnie zakochana w Jeremym Clarksonie! A właściwie to w jego ciętym języku... Ale o tym za chwilę.
Krótka dygresja o programie:
Razem z Jeremym "Top Gear" współprowadzą  Richard Hammond oraz James May. Tworzą wspaniałe trio, które mnie, zdecydowaną przeciwniczkę jakichkolwiek samochodów przekonało, że te głośne i zanieczyszczające środowisko maszyny mogą być piękne, a audycja telewizyjna o charakterze motoryzacyjnym może być ciekawa i zabawna. To dzięki "Top Gear" wiem, że Lamborghini Gallardo Spyder to najlepszy samochód roku 2006, że Kia cee'd to samochód za rozsądną cenę, że Amerykanie są głupi i jedzą wszystko z serem, że Stig prawdopodobnie ma  palce, które wyginają się w przeciwną stronę oraz że boi się widelców. Dzięki nie do końca mądrym pomysłom wiem też, że nie ma sensu przerabiać osobówki na campera, można za to przepłynąć kanał La Manche na samochodzie własnoręcznie przerobionym na amfibię. A przede wszystkim  wiem to, że Bugatti Veyron to najpiękniejsza i najbardziej niesamowita maszyna jaką kiedykolwiek stworzyli ludzie. Gdyby nie ten program, żyłabym w nieświadomości... Zwyczajnie uwielbiam "Top Gear", znam na pamięć większość odcinków ostatnich 10 serii, a nadal oglądam je z przyjemnością. 

Po pierwszą książkę z cyklu Świat według Clarksona sięgnęłam dopiero w zeszłym roku, w wakacje. Teraz w moje ręce wpadł tom trzeci. Jako że seria nie jest ze sobą powiązana (ma jedynie niewielkie odwołania do poprzednich)  można czytać dowolną część. Z tej książki dowiemy się między innymi: jaki wpływ na ucywilizowanie mężczyzn mają pończochy, dlaczego Amerykanie są głupi, gdzie wybrać się na wakacje żeby nie towarzyszył nam plebs, w jaki sposób YouTube przyczynia się do upadku społeczeństwa, jak uniknąć kupowania chłamu, czy kosmos kryje się w damskiej torebce, dlaczego Simon Cowell zjada nasze truskawki,  z jakich przyczyn bezdomni powinni mieszkać w żywopłotach, dlaczego cieszą nas spektakularne wypadki, co się dzieje z brytyjskimi pubami, po co powinniśmy pić dużo alkoholu, dlaczego zjadanie ginących gatunków może je uratować, oraz nawet tego jak pozbyć się martwej foki z przed domu.  Książka składa się z felietonów, które raz w tygodniu publikowane są przez "The Sun" i "The Sunday Times". Jeremy pisze o wszystkim i o niczym, ale tym co go wyróżnia od innych jest jego cięty jak brzytwa język, to że nie boi się poruszać tematów tabu oraz to, że zdaje się kpić z każdego, bez obawy o konsekwencje. "Po głowie" dostają ekolodzy, politycy, kościół, rodzice, instytucje, mieszkańcy Wielkiej Brytanii, Ameryki i innych państw a także mniejszości narodowe takie jak Cyganie. Clarkson nie zna żadnej świętości i to chyba dlatego tak bardzo przypadł mi do gustu. Jego kontrowersyjne poglądy i pomysły wciąż wywołują burzę w wielu środowiskach. Ekolodzy niejednokrotnie protestowali przeciwko jego brakowi szacunku dla zwierząt i roślin, politycy często krytykowali jego poglądy. Zwykli mieszkańcy również wyrażali swój sprzeciw wobec tego co mówi i pisze Jeremy. Pewnego razu na konferencji dostał w twarz ciastem. Niezrażony tym faktem rzucił do napastniczki: "niezły strzał! to było fantastyczne!" i pozował dalej do zdjęć. Facet ma ogromny dystans do siebie i do świata oraz wielkie poczucie humoru. 
Ciekawostką jest to, że Clarkson (a właściwie "Top Gear") naraził się także nam, Polakom. W jednym z odcinków wyemitowano kontrowersyjną reklamę, która była aluzją do rzekomo łatwego zdobycia przez Niemców ziemi polskiej. Jednak jeśli już szukać winnych tej afery, to raczej wskazałabym na firmę, która tą reklamę stworzyła...

Książka jest pełna abstrakcji, groteski, dziwacznego humoru, chorych pomysłów i kosmicznie niewłaściwych przemyśleń. Aby dobrze bawić się z tą książką, musisz mieć lekko wypaczone poczucie humoru... Albo musisz po prostu na chwilę zapomnieć o swoich własnych poglądach i o powadze. Czytelnik powinien wczuć się w rolę Clarksona, spróbować myśleć jak on, musi  spojrzeć na świat oczami autora. Jeśli mu się to uda, nie będzie mógł się oderwać od "Na litość boską!" i będzie czerpał dużą przyjemność z lektury. Chociaż moje osobiste poglądy, na przykład na ekologię, diametralnie różnią się od tych prezentowanych przez Jeremy'ego to odłożyłam swoje przekonania na bok i spróbowałam spojrzeć na wszystko inaczej. Uwierzcie mi, książka tak bardzo mnie rozśmieszała, że momentami swoim rechotem budziłam śpiącego obok mnie mężczyznę. Żeby zaprezentować Wam pokrętną i zupełnie abstrakcyjną logikę Clarksona wklejam cytat:

"[...]Nie. Mustique* jest więcej niż w porządku. Jest żywym dowodem na to, że zmartwychwstanie to czysty nonsens. Bo gdyby Jezus rzeczywiście powstał z martwych, żyłby po dziś dzień. A gdyby żył po dziś dzień, to całkiem rozsądnie można przyjąć, że przebywałby w najlepszym miejscu na Ziemi. Czyli na wyspie Mustique. Tymczasem nie było go tam."

Prezenter "Top Gear" w swojej książce otwiera przed nami swój prywatny świat, dzieli się najintymniejszymi myślami i sytuacjami. Rzadko, który sławny człowiek pozwala czytelnikom wkroczyć tak głęboko do swojego świata. 

A teraz krótki popis Jeremy'ego:
"Czarnuch. Połamaniec. Pedał. Asfalt. Karzeł. Kaleka. Grubas. Kulas. Paki**. Mick***. Mongoł. Cwel. Ciota. Cygan. Tych słów używać już nie wolno."
Oczywiście skoro nie wolno, to Clarkson musiał uczynić je słowami wstępu do swojego artykułu. Ten facet nie ma zahamowań, zupełnie lekceważy konsekwencje jakie mogą go spotkać z tego tytułu. Używanie takich słów w dzisiejszych czasach nie jest już tylko politycznie niepoprawne, jest po prostu niebezpieczne. 
Kolejną kontrowersją, zaraz po używaniu obraźliwych określeń są opinie dziennikarza na przeróżne tematy. Przykładowo wszędzie traktowane z szacunkiem i sympatią matki z małymi dziećmi wywołują niechęć w autorze. Był on oburzony, gdyż mimo kupna horrendalnie drogiego biletu, lecąc samolotem nie mógł spać, ze względu na wrzeszczącego malca. Oto komentarz:
"Dlaczego zatem nie wprowadzić w samolotach dzwiękoszczelnych kabin górnych schowków, gdzie można by było umieszczać niemowlęta? A może należałoby pomyśleć o lotach z zakazem wnoszenia na pokład dzieci w wieku poniżej dwóch lat?"
Wśród przeciwników Clarksona taka opinia mogła wywołać burzę. Ale żeby spojrzeć na niego łaskawiej wystarczy tylko zastanowić się jakbyśmy czuli się siedząc w pierwszej klasie, w samolocie w którym oczekiwaliśmy odpocząć, a zamiast tego czekałoby nas wysłuchiwanie 8 godzinnego, nieustającego wrzasku niemowlaka. Wiele osób pomyślałoby to samo co Jeremy, ale mało kto odważyłby się wyrazić swoją opinię w ten sposób. 
Jeremy'emu nie brakuje także odwagi w sprawach trudnych dla nas wszystkich. Potrafi w taki sposób mówić o śmierci i starości, że zamiast przygnębienia wywołują uśmiech:

"Często zastanawiam się, jak i kiedy umrę. Przyłapuję się na tym, że obserwuję naprawdę stare już osoby i zastanawiam się, co muszą czuć; wiedząc przecież, że osiągnęły już punkt, w którym średnia długość życia, jakie im pozostało, wyraża się w minutach. Dlaczego nie biegają w panice wymachując w powietrzu rękoma? Muszą przecież zdawać sobie sprawę, że już niedługo wszystko, co jest im bliskie - wszystko! - zniknie w nieprzeniknionym mroku wieczności...Mam spore doświadczenie w myśleniu o tych sprawach; każdy guz, zgrubienie, kaszel, ucisk i ból, jakich doświadczam w życiu, są zwiastunami jakiejś przerażającej, śmiertelnej choroby. Gorączkę krwotoczną Ebola łapię trzy razy w tygodniu, a w czerwcu, po tym jak odkryłem mały, nieprzyjemny w dotyku gruzełek w okolicy lewego łokcia, byłem świecie przekonany, że jestem pierwszą w historii ludzkości osobą chorą na raka ramienia. Kilka tygodni wcześniej udało mi się - choć tak na prawdę niewiele brakowało! - wyjść obronną ręką z silnego ataku gruźlicy ucha."


Jak głupia uśmiałam się także przy sprawie smutnej dla mnie. Zawsze cierpię okropnie czytając o cierpiących lub martwych zwierzętach. Nawet tych z książek. A tutaj zarykiwałam się ze śmiechu z poczynań Clarksona z martwą foką, której truchło leżało przed jego domkiem na wybrzeżu:

"Tak czy owak, foka była martwa i mimo że moja wiedza o tych stworzeniach jest dosyć ograniczona, wiedziałem, że mam jakieś dwa dni, zanim zwłoki zaczną ohydnie cuchnąć.
- Niech pan ją wepchnie z powrotem do morza - powiedział mi jeden z miejscowych.
Świetny plan, jestem tego pewien, ale waga cielska foki była tak wielka, że pomyślałem, iż łatwiej byłoby już wepchnąć na nią morze. Mój Boże, ależ była ciężka! co gorsza, gdy usiłowałem ją przenieść przez płyciznę, wypadły jej oczy.
Stałem więc po kolana w wodzie, która zabarwiła się na intensywny czerwonobrązowawy kolor, a dookoła moich nóg małe ryby i kraby walczyły ze sobą o oczy foki. [...] To makabryczna i odrażająca strona natury. [...] Na szczęście z myślą o takich wyjątkowych sytuacjach kupiłem niedawno specjalny pojazd z napędem na osiem kół. Wjechałem nim tyłem na plażę z zamiarem przeciągnięcia foki poza linię przypływu. Przywiązałem więc starannie linę do jej płetw i natychmiast je oderwałem. Mówcie o fokach  co tylko chcecie, że są rozkoszne i tak dalej; ja mogę was zapewnić, że są bardzo kiepsko wykonane. Najmniejsze nawet szarpnięcie czy popchnięcie , a zaczynają odpadać od nich różne części ciała."

Marzy mi się kiedyś mieć tak lekkie pióro, tak łatwo pisać o wszystkim, nie bać się trudnych tematów i być tak odważną jak Jeremy.

Podsumowanie:

 To książka dla każdego kto ma elastyczną wyobraźnie, lubi abstrakcje, absurd i groteskę. Jeśli jesteś taką osobą, to na pewno "Na litość boską!" przypadnie Ci do gustu i nie będziesz w stanie się oderwać. Mnóstwo czarnego humoru i ironii zapewni Ci dobrą zabawę.  Jedyne co mogę powiedzieć na minus (ale jest to "minus na siłę") to to, że dla czytelnika z poza Wielkiej Brytanii wiele nazwisk, sytuacji czy miejsc jest niejasne. Byłoby miło, gdyby u nas w Polsce znalazł się ktoś taki jak Jeremy Clarkson, kto mógłby pisać felietony o naszym kraju i naszej rzeczywistości.Końcowa ocena (zapewne mało obiektywna ze względu na moje zauroczenie) to 9. Zapraszam do lektury!

* wyspa należąca do archipelagu Grenadyn (wyspy karaibskie), na której wynajmowane są głównie wille dla bogaczy  
** obraźliwe w j. angielskim określenie Pakistańczyków
*** obraźliwe w j. angielskim określenie Irlandczyków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz