O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

czwartek, 28 marca 2013

Niepokorny pisarz, święta zapalniczka Zippo i karminowe sutki

Christopher Moore
"Wyspa wypacykowanej Kapłanki Miłości"

Wydawnictwo: MAG
ISBN: 978-83-7480-111-9
Data wydania: 2008
Miejsce wydania: Warszawa
Tytuł oryginału: Island of the Sequined Love Nun


„Był kiedyś taki czas, że nie miał zielonego pojęcia o komputerach. Wydawało mu się, że „podkładka pod myszkę” to zastrzeżona przez Disneya marka podpasek.”

Przyszła pora na dawno zapowiadaną książkę dobrze znanego mi Christophera Moore'a. Muszę przyznać, że podchodziłam do tej książki jak przysłowiowy pies do jeża. Ta jaskrawożółta okładka jakoś mnie odpychała, podobnie sprawa miała się z tytułem.  
To najobszerniejsza książka Moore'a z jaką miałam do czynienia, więc spodziewałam się, że moje poczucie dobrego smaku może zostać zbombardowane przez specyficzne (i przeważnie mało smaczne) żarty autora w takiej liczbie. Tymczasem okazało się, że nie było się czego obawiać. Czytając miałam wrażenie, że Moore trzymał swoje rozpasane poczucie humoru na smyczy. Nie zabrakło śmiesznych elementów, ale było ich zdecydowanie mniej. Oczywiście trzeba się liczyć z tym, że Moore nie jest w stanie do końca utrzymać swojego jęzora na wodzy. Co jakiś czas jęzor zrywa się ze smyczy i chlasta nas, czytelników po oczach bezczelnymi tekstami. Moore jest niepokorny, jego poczucie humoru czasem jest denne i mało wysublimowane, ale jakoś u niego mnie to nie zraża.
Na okrojeniu "dowcipnych" wstawek niewątpliwie zyskała fabuła. Może dzięki temu mogę powiedzieć, że ze wszystkich przeczytanych przeze mnie książek tego pisarza, ta opowiada najlepszą historię. "Wyspa..." wciągnęła mnie w wir akcji, momentami nie mogłam się oderwać od czytania. Najfajniejsze było to, że Moore pisał tak barwnie, że czułam się jakbym sama chodziła po piasku pięknej wyspy. Mimo deszczu i szarówki za oknem udało mi się przenieść wprost pod piękne tropikalne słońce. 
W "Wyspie..." nie mogło zabraknąć typowych dla Moore'a dziwacznych postaci. Jest ich tutaj mnóstwo, wszystkie dodają książce charakteru. Paradę niezwykłych osobistości otwiera główny bohater Tucker Case, pilot różowego samolotu, alkoholik z upodobaniem do pań lekkich obyczajów i seksu w niezwykłych miejsach. Czytelnicy Moore'a znają go  z "Najgłupszego Anioła". Dalej mamy Kimiego, mężczyznę w blond peruce, ubranego w sukienkę w kwiaty, któremu towarzyszy gadający nietoperz. Później poznajemy jeszcze starego ludożerce, seksow pielęgniarkę, która po godzinach przemienia się w boginię z umalowanymi na czerwono sutkami, a nawet faceta grywającego w karty z Jezusem.... Jestem przekonana, że tylko Moore mógł wpaść na to, żeby stworzyć tak pokręcone i niewiarygodnie dziwne postacie.

Święta zapalniczka Zippo
O co chodzi w tej całej pokręconej opowieści? Wszystko zaczyna się od tego, że Tucker Case w dosyć fantazyjny sposób rozbija piekielnie drogi, różowy samolot. Wybucha ogromny skandal, a męzczyzna traci pracę. Aby móc kontynuować swoje alkoholowe hobby pilot musi jak najszybciej znaleźć sobie nową robotę. Niespodziewanie dostaje ofertę pracy od misjonarza, który proponuje mu mnóstwo kasy za pilotowanie prywatnego odrzutowca. Jedynym warunkiem jest to, że Tucker zamieszka z nim na wyspie. Mężczyzna decyduje się przyjąć propozycję misjonarza. Wkrótce okazuje się, że wsypę zamieszkuje także Plemię Rekinów. Obiektem czci mieszkańców tropikalnego zakątka okazuje się być tajemniczy mężczyzna o imieniu Victormianem świętych przedmiotów określa się tu zapalniczkę marki Zippo oraz magazyn People...
Tucker poznaje ludzi z wyspy i szybko zaczyna domyślać się, że misjonarz i jego piękna żona nie mają czystych sumień. Jaką rolę w tej historii odegra gadający nietoperz owocożerny? Jaką tajemnice ukrywa pracodawca Case'a? Z kim Jezus grywa w karty?


Podsumowanie
Moore jak zwykle pisze specyficznie, nie cofa się przed szokowaniem czytelników, nie zna tabu. Oczywiście za to wielki plus. Kolejny za absurdalne sytuacje, barwnych bohaterów, szalone pomysły i całkiem dobrą historię. Czytając bawiłam się dobrze, choć nie tak dobrze jak przy Krwiopijcach.
Jeśli i wy macie ochotę przeczytać "Wyspę..." ostrzegam, że nie każdy może podejść do niej tak entuzjastycznie jak ja. Do powieści Moore'a trzeba podejść z przymrużeniem oka,trzeba być przygotowanym na to, że u Moore' nie ma żadnej świętości, a humor bywa jak to określił ostatnio Piotrek - nieco klozetowy :P
Moja ocena: 8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz