O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

środa, 11 kwietnia 2012

"Tam gdzie pląsają dziwadła / W takt nocnej muzyki /Którą tylko one słyszą""

To dopiero drugi wpis na tym blogu. Jestem zaskoczona, że już kilka osób tutaj zajrzało. Nikogo wcześniej tu nie było. Czułam się jak w pustym domu, gdzie mogę mówić sama do siebie i nikt mnie nie usłyszy, nikt nie skomentuje tego co powiem. Wyobraziłam sobie siebie, siedzącą pod ścianą w zupełnie pustym, starym domu. We dworze z mnóstwem pokoi. Wszędzie pełno kurzu i ja siedząca w kącie i opowiadająca temu domowi różne historie i odkrywającą swoje myśli. Pisanie tutaj daje wspaniałe możliwości. Mogę przelać na tą stronę swoje myśli, których nie odważyłabym się zapisać na papierze. Są po prostu rzeczy, których nie powinno się pisać na papierze. Zwłaszcza jak ma się tak kiepskie pismo jak ja - to by było... po prostu niewłaściwe.

Zacznijmy od najważniejszego - od książek. Będzie trochę sentymentalnie, ale muszę opisać jak to wszystko się zaczęło. Czytać zaczęłam wcześnie. Fascynował mnie świat wyobraźni i możliwości ucieczki w niego. Nie ważne od czego uciekałam, ale schronienie było bezpieczne i chętnie do niego wracałam. Najpierw było niewinnie, szkolne lektury, książeczki dla dzieci i inne bzdety. Potem trafiłam na coś, w czym zaczytywała się moja mama. Zaintrygowało mnie dlaczego chowa przede mną książki z biblioteki. Ciekawość zwyciężyła. Za każdym razem kiedy zostawałam sama, zakradałam się po "Książkę" i z przejęciem na twarzy i wielkimi oczami czytałam. Pochłaniałam. Nie mogłam się oderwać. Nie pamiętam tytułu tej książki, ale autora pamiętam doskonale. Dean Koontz. Horror, dreszczowiec czy thriller? Nie ważne - ważne jaką rolę odegrało to w moim życiu. Nie sądziłam, że jedna przeczytana ukradkiem książka ukształtuje mnie aż tak.  Utwór składał się z krótkich opisów i bardzo rozległych dialogów, dzięki czemu czytało się szybko, akcja wciągała czytelnika niczym wir. Byłam przerażona. Koontz uruchomił wszystkie moje dziecięce lęki i dodał kilka nowych, zupełnie "dorosłych" o których istnieniu nie miałam pojęcia. Od tego momentu zaczęłam interesować się wszystkim co  miało związek ze zjawiskami paranormalnymi, okultyzmem, strachem, mordercami. Myślę, że te dziwne fascynacje zawsze gdzieś we mnie były i czekały tylko, aż zostaną zbudzone ze snu.
Koontz wciągnął mnie w ten świat, był moim mistrzem. Pamiętam jak bardzo byłam szczęśliwa, kiedy mama przyniosła do domu kolejne jego książki, tym razem nasze własne. Byłam już trochę starsza, mimo, że nadal każdy bez wahania nazwałby mnie dzieckiem. Nie zapomnę tego wspaniałego uczucia, kiedy rodzicielka pozwoliła mi przeczytać jak to powiedziała: "pierwszą poważną książkę", ale pod warunkiem, że "nie będę bała się zasnąć". Tak w moje ręce trafiła "Północ", potem przyszedł czas na "Łzy smoka". Napiszę na pewno o tych książkach, ale nie dziś, one zasługują na swój własny wpis, na swój własny pokój w starym dworze, w którym w każdym pomieszczeniu kryje się inny strach.
Przeczytałam jeszcze kilka książek Koontza, jedne mnie urzekły, drugie zniechęciły. Szybko porzuciłam Deana. Odnalazłam swojego prawdziwego mistrza. Kogoś, kogo książki czytam od wielu, wielu lat, z niesłabnącym zainteresowaniem. Król gatunku, król mojej wyobraźni i mojego strachu. Stephena Kinga. Pamiętam doskonale jego pierwszą książkę w moich rękach. "Marzenia i koszmary". To było jak nałóg. Jedna książka za drugą, ciągły niedosyt. Powracanie do wcześniej czytanych książek, odkrywanie coraz to nowych szczegółów, które umykały mi wcześniej. Odkrywanie powiązań między konkretnymi utworami. Odszukiwanie aluzji. Byłam tak zafascynowana, że swoją pracę dyplomową napisałam o Kingu. To mój hołd dla mojego mistrza, mojego autorytetu. Możecie się spodziewać niekończących się recenzji jego książek, filmów, komiksów, scenariuszy itp. Aż do znudzenia.

Chcę napisać jeszcze kilka słów o mojej miłości do książek.
Za każdym razem jak sięgam po jakąś książkę, to czuję, że magia istnieje. Nie ważne czy to nowa książka, czy zupełnie stara i poniszczona, wypożyczona z biblioteki. Każda ma coś w sobie. Każda jest wielką tajemnicą, wycinkiem z czyjejś wyobraźni. To bardzo dziwne przeżycie - to co czytasz powstało w czyjejś głowie, ktoś odsłonił przed nami, czytelnikami swoje myśli, pomysły. Szanuję każdego pisarza, nawet tych których uważam za beznadziejnych grafomanów... Za co? Właśnie za to, że "wpuszczają" do swojej głowy innych ludzi, pokazują im siebie w pewnym sensie. To jest właśnie ta magia.

Przeczytałam w swoim życiu tak wiele książek, że obawiam się, że nigdy nie zdołam opisać ich wszystkich, nawet jeśli poświęciłabym każdej tylko parę zdań. Było ich tak wiele, że moja pamięć nie jest w stanie ich pomieścić. Ma to swoje plusy. Często czytam książkę wielokrotnie, a ona mimo tego jest dla mnie zupełnie nowa, świeża i zaskakująca. Zwyczajnie nie pamiętam akcji, nie wiem co się wydarzy. Te książki są jak starzy przyjaciele, albo dawni kochankowie. Kiedyś, w pewnym fragmencie życia bardzo ważne, dobrze znane, teraz zapomniane.

Moje podejście do książek mogłoby się komuś wydać dziwne. Najbardziej lubię czytać w ciszy i samotności. Każda książka jest traktowana przeze mnie jak niezwykle cenny przedmiot. Pogładzona okładka, zachwyt nad zapachem świeżych albo zetlałych i poszarzałych kartek. Wtedy jestem tylko ja i ona, nikt inny się nie liczy. Otwieram książkę, patrzę na pierwszą stronę i zastanawiam się gdzie mnie zabierze. Zawsze jak zaczynam czytać, mam wrażenie jakbym zanurzała się w wodzie,z opaską przewiązaną na oczach. Porównajmy czytanie książki z wchodzeniem do wody.
Powoli, najpierw stopy, potem głębiej, ale tylko odrobinę. Z każdą kolejną kartką idę dalej. Nie wiem co mnie czeka. Czy woda będzie przyjemnie muskać skórę, czy może będzie zimna i nieprzyjazna? Czy dno będzie miękkie i gładkie? A może błotniste, nieprzyjemne i zapadające się? Czy w wodzie spotkam potwora, który podstępnie owinie swoją obślizgłą mackę wokół mojej kostki? Czy może natknę się na przyjaznego delfina?  Ode mnie zależy, czy ta kąpiel będzie przyjemna i jak długo w niej zostanę. Ale nie mam wpływu na to, co spotkam na swojej drodze i to jest najwspanialsze.
Właśnie tak się czuję, przewracając kolejne kartki - czuję jakbym zanurzała się coraz głębiej. Zazwyczaj właściwie wbiegam do tej nieznanej wody, potem płynę coraz szybciej i szybciej, aż zaczyna brakować oddechu. Opaska powoli zsuwa się z oczu. Potem zwalniam i delektuje się chwilą. Jeśli książka jest dobra, zwalniam jeszcze bardziej, nie chcę wyjść na drugi brzeg, chcę zostać jeszcze chwilę.

Moje dziwactwo polega na tym, że właśnie w wodzie ciemnej niczym noc, głębokiej i zamieszkałej przez potwory czuję się najlepiej. Pływamy sobie, razem, obok siebie, starzy przyjaciele...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz