O mnie

Moje zdjęcie
Czytaj to co piszę, ja kryję się za słowami.

"Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu" E.A. Poe

"Jeśli cnotliwą postać może przybrać diabeł, no, to panowie, macie go przed sobą." John Webster

środa, 26 grudnia 2012

Przepis na koniec świata według Koontza

Dean Koontz
"Apokalipsa"
Wydawnictwo: Albatros
ISBN:
83-7359-315-2  
Data wydania: 2006
Miejsce wydania: Warszawa
Tytuł oryginału: The Taking



"I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem."

T.S. Eliot "Wydrążeni ludzie"  

Ostatni koniec świata nie wypalił, ale temat wciąż gorący. Od zawsze ludzkie umysły zaprząta pytanie: kiedy nadejdzie koniec? Jak do niego dojdzie? Czy będzie to zderzenie z jakimś obiektem kosmicznym, wybuch superwulkanu, burze na Słońcu, a może jakiś zabójczy wirus? A może koniec nadejdzie wraz z nowym zagrożeniem, którego nawet nie jesteśmy w tej chwili świadomi? Dean Koontz postanowił pokazać nam Apokalipsę na swój własny, dziwaczny sposób. Koniec nadejdzie z nieba...
Książki tego autora  mają wady, ocierają się o grafomanię, często są bardzo mało wiarygodne, czasem zbyt dużo w nich wątków, ale zazwyczaj  mają w sobie " TO coś". Tak jest i z tym utworem. Patrząc na poruszającą wyobraźnię okładkę i czytając tekst z tyłu odniosłam wrażenie, że ten utwór może być  świetny. Historia zaczyna się bardzo klimatycznie, zapowiada się dobry horror. Później jest troszkę gorzej - autor od wielu lat korzysta z takich samych schematów, na których podstawie buduje akcję oraz charaktery postaci.
Poznajemy główną bohaterkę, która jest bardzo podobna do innych kobiet z książek Koontz'a. Moly jest dobra, wrażliwa, opiekuńcza,  niezwykła i skromna. Ma  za sobą traumatyczną przeszłość. Pozostaje ona w niemalże nieskazitelnym  związku ze swoim mężem Neilem, który jest byłym zakonnikiem czy też księdzem. Niestety to też wpisuje się w schemat z jakiego często korzysta Koontz. Później pojawiają się kolejne znane uważnym czytelnikom elementy: pies jako wyjątkowe stworzenie, pomagające człowiekowi, obdarzone niezwykłą mocą; nieznany wróg, który zagraża ludziom; izolacja od świata itd. Korzystanie z tych samych wzorów jest męczące dla czytelnika, chociaż za pewne ciężko uniknąć powtarzania się, gdy ma się na koncie grubo ponad 100 powieści, opowiadań i innych utworów. Jeżeli chodzi zaś o wątek końca świata, Koontz przedstawił go na dosyć oryginalny sposób. Wszystko zaczyna się od tajemniczego deszczu, który zalewa Ziemię. Jest to pierwszy zwiastun apokalipsy. Potop wywołują tajemnicze istoty z kosmosu, które chcą zasiedlić naszą planetę. Autor wykreował ciekawych kosmitów, niosących śmierć, przerażających i posiadających technologię, o której ludzkość nawet nie marzy. Istoty te próbują przekształcić planetę na wzór swojego ekosystemu. W miastach zaczynają wyrastać przedziwne grzyby i egzotyczne rośliny, a pomiędzy nimi kryją się mordercze stwory, niepodobne do niczego, co kiedykolwiek widziały ludzkie oczy. Obca fauna i flora została dopracowana, dobrze przedstawiona, działa na wyobraźnię. Gorzej jest z samymi aspektami Apokalipsy. Jest ona ukazana właściwie tylko z perspektywy Moly Sloan. Przez to obraz końca ludzkiego świata jest mało wiarygodny i słabo zarysowany. Nie widzimy upadku miast (wspomniano o tym tylko na marginesie), nie widzimy ogromu ludzkich tragedii. Takie zawężenie w tym wypadku jest niekorzystne.
Zawiodły mnie także kreacje głównych postaci. Moly jest nijaka, szara i nie potrafiła wzbudzić mojej sympatii. O jej mężu wiemy niewiele, momentami można zapomnieć o jego istnieniu. Szkoda, bo zazwyczaj Koontz dużo bardziej przykładał się do kreacji postaci. Najbardziej rozczarował mnie finał książki - nie będę zdradzać zakończenia, powiem tylko, że historia znowu jest jakby pospiesznie zakończona. Bez wątpienia koniec jest zaskakujący, ale powiem szczerze, że taki rozwój wydarzeń nie przypadł mi do gustu i był zupełnie nietrafiony.
Z pozytywnych aspektów można wymienić zgrabną żonglerkę słowami. Koontz ma wybitny talent do składania słów, jest świetnym obserwatorem i czytając jego opisy można mieć wrażenie, że było się świadkami wydarzeń, o których czytamy. Świetnie buduje też atmosferę historii, kilka momentów jest naprawdę dobrych. Sama fabuła jest ciekawa, gdyby nie zakończenie na pewno wyszłoby coś lepszego. Koontz w "Apokalipsie" używał wielu cytatów z dzieł T.S. Eliota i muszę przyznać, że zachęcił mnie do sięgnięcia po jego utwory. Fragmenty te wplecione są w tekst oraz podane na początku niektórych rozdziałów, urozmaicają tekst a dla osób, które znają poezję Eliota są na pewno dodatkowym walorem.


Koniec - według przepisu D. Koontz'a
Deszcz pada nieustannie od kilku godzin, na całym świecie z taką samą przerażającą intensywnością. Większość ludzi przesypia ten czas i jest nienieświadoma tego, że dzieje się coś dziwnego. MMoly Sloan, młoda pisarka zamieszkująca z mężem w  domku w lesie budzi się w nocy i staje się świadkiem niesamowitych wydarzeń. Wkrótce okazuje się, że obca rasa z brutalną skutecznością eliminuje ludzki gatunek i chce zasiedlić planetę. Ludzie stawiają opór, ale nie odnosi to skutku. Moly i jej mąż wyruszają do pobliskiego miasteczka aby stawić czoło wrogom. Kobieta ma tajemnicze wizje, które ukazują jej przyszłość innych ludzi. W międzyczasie pojawia się także osoba z przeszłości, która wyrządziła wiele krzywdy młodej pani Sloan. Czy plan okrutnych najeźdzców się powiedzie? Czy skolonizują Ziemię? Jaką rolę w tej historii odegrają dzieci i psy? Przeczytajcie i zobaczcie dokąd zaprowadzi Was ta historia.

Podsumowanie
Ogólnie książka spodobała mi się, ale nie wiem czy nie jest to wpływ samego autora. Na pewno byłabym bardziej krytyczna gdyby napisał ją ktoś inny, do kogo mam obojętny stosunek. Koontz jest dla mnie postacią wyjątkową, więc ciężko mi krytykować jego utwory. Mimo wszystko starałam się wypisać wszystkie wady, które uwidaczniają się podczas czytania. Jeżeli chodzi o fabułę, tematykę i klimat było jak najbardziej w porządku, wiele do życzenia pozostawia kreacja bohaterów, zakończenie oraz schematyczność. Książkę oceniam na 5,5/10.

Z góry przepraszam za ewentualne literówki czy dziwne znaki. Od jakiegoś czasu podczas tworzenia postów literki mi znikają, edytor podkreśla mi co drugie słowo na czerwono, oprócz tego występuje wiele drażniących błędów, nie wiem czy to tylko u mnie, czy u innych też?

2 komentarze:

  1. Racja - słabo wyraziści bohaterowie. Ojciec Moly to już w ogóle jakby z choinki się urwał. Niby wytłumaczenie było, ale niewystarczające. Nie było w tym grozy. Ogólnie świat przedstawiony też trochę naciągany, te dinozaury? jaszczury? No i pleśń, która całkowicie przypomina "wojnę światów". Ale i mnie podobało się wprowadzenie TS Elliota, u Kinga ten poeta też się często pojawia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie akurat świat przedstawiony przypasował. Słuszne spostrzeżenie z tym ojcem Moly, tak jakby wślizgnął się do akcji nie wiadomo po co.

    OdpowiedzUsuń